czwartek, 16 lutego 2012

Potrzeba czynnej obrony Kościoła i państwa, jak nigdy dotąd!

kazanie o. prof. Janusza Zbudniewka

Tekst kazania o. prof. Janusza Zbudniewka na Mszy za Ojczyznę w kościele Ojców Paulinów w Warszawie, w dniu 12 lutego 2012 r.

Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, (Kor. 10,31)

Drodzy Bracia i siostry, Patrioci, Umiłowane Dzieci Ojczyzny naszej!

Przysłuchując się czytaniom mszalnym kilku ostatnich niedziel zauważamy jasne przykłady, gdy w świetle ksiąg Starego Prawa – Mojżesz, a za nim inni prorocy, z niepokojem strofowali naród wybrany, ponieważ zdarzały się wypadki nieposłuszeństwa wobec nauczania i przestróg, które Bóg wypowiadał przez ich usta. W Ks. Powtórzonego Prawaczytanej w niedzielę ostatnią słyszeliśmy mocne słowa, że od nieposłusznych on sam zażąda porachunku, a z kolei ci co nauczają nie w jego imieniu lub w imieniu własnych bożków, poniosą konsekwencję wiecznej śmierci. Ale w ubiegłą niedzielę stanął przed nami przedziwny człowiek, który był i pozostanie na zawsze zaprzeczeniem niewiary to – Hiob, mąż boleści, odepchnięty przez krewnych i bliskich, a jednak ufny w dobroć i boską moc, że wiara zdejmie z niego znamiona hańby z dopustu Bożego. Nie dał się złamać ironią, wierzył, co więcej, ufał, że Bóg w pokładanej w nim nadziei nie zawiedzie i zwyciężył.

Czy takimi byli wołający o cud liczni chorzy, których znoszono do Chrystusa, aby ich uzdrowił? Zapewne tak, ale czy chcieli spełnić jego życzenie, by w świątyni Pańskiej podziękować Bogu w modlitwie? Wiemy na przykładzie 9 uzdrowionych trędowatych, że tylko jeden pobiegł do Chrystusa i oddał mu pokłon, a był to cudzoziemiec, Samarytanin. W ewangeliach przewijają się różni chorzy, przywykli do swej choroby, zgodzeni z wolą Bożą, w myśl Ksiegi Kronik jako wynik osobistego grzechu, ale i agresywni jak opętany z krainy Garizim, gdzie świadomy, kim był Jezus, wrzeszczał, że przyszedł, aby go zgubić. Tymczasem, gdy Chrystus wyrzucił z niego szatana, który wcielił się w stado nieczystej trzody świń – mieszkańcy tamtej krainy nie docenili cudu uzdrowienia chorego i rozsadnika zła, ale ubolewali nad stratą materialną swojej trzody prosząc, aby Chrystus czym prędzej oddalił z ich krainy.

Jesteśmy oto przy tajemnicy pewnej rzeczywistości, którą odkrywamy w życiu człowieka, który zna swoje błędy, ale ich nie zamierza porzucać. W dziejach wielu narodów były i będą takie systemy, które budowały na Ewangelii niejedne układy i wiekopomne dzieła, ale odrzucały te normy, które nie pasowały im do tworzenia praw stanowionych w granicach własnych ideałów czy narzucanych kanonów, by wspomnieć choćby szokujące nie od dzisiaj antyboże konstytucje Unii Europejskiej z jawną degradacją wszystkiego, co wypływa z ducha chrześcijańskiego.

Gdy kilka lat temu, wypadło tu zauważyć, że oddajemy się w kolejną niewolę obcych „dobroczyńców”, by móc odwiedzać zgniły zachód, korzystać z zamienionych Złotych na Euro funduszy, do przewidzenia było, że zapłacimy za nie naszymi duszami z nakazu wszechświatowej masońskiej inżynierii z siedzibą w Brukseli. Kto patrzy na to trzeźwymi oczami, wątpliwości mieć nie może, że ten proces zdaje się być nieubłagany pod karami infamii czy więzień. To już nie tylko kwestia legalizowania wszelkiego rodzaju dewiacji etycznej i prawa naturalnego, ale jawnej walki z Ewangelią i Krzyżem, by zauważyć nakaz usunięcia symboli religijnych z przydrożnych kapliczek, wydany w gabinecie naszej katolickiej, jak oficjalnie wiemy, prezydent Warszawy, a także usunięcia z piersi stewardessek wszelkich symboli religijnych w Polskich Liniach Lotniczych, czy rugowania jedynego niezależnego i wolnego „Radia Maryja” przez człowieka narzuconego z woli prezydenta III Rzeczypospolitej.

Ideologicznych, z katalogu nazizmu i komunizmu wziętych metod walki z chrześcijaństwem, nie sposób dzisiaj wymieniać, bowiem idealizowanie relatywizmu moralnego i jawnej nietolerancji wiary stało się normą jakże licznych wystąpień na forum sejmu, w środkach masowego przekazu i politycznej agitacji.

Nie chciałbym tutaj narzucać swoich spostrzeżeń, by na tej dzisiejszej homilii nie skończyła się moja tutaj rola, wobec tego proszę posłuchać znanego tu chyba wszystkim lubelskiego patrioty, który wygłosił kilka dni temu przemówienie z okazji ingresu na stolicę biskupią w Częstochowie abpa Wacława Depo. Oto jego fragment jego wystąpienia:

Przez utopię i naiwność przeziera stare zło. Sytuacja Kościoła jest coraz cięższa, nie lepiej w Ojczyźnie. Do niedawna wrogość wobec chrześcijan, zwłaszcza wobec katolików, bywała wściekła, ale raczej w poszczególnych państwach. Dziś już kształtuje się wrogość całej cywilizacji euroatlantyckiej w stosunku do życia biologicznego, duchowego i religijnego. Cywilizacja ta przybiera coraz bardziej kształt „cywilizacji śmierci doczesnej i religijnej”. Do tej cywilizacji należą nie tylko ateiści totalni, ale także w pewnym sensie i niektórzy chrześcijanie, prywatnie może i wierzący, ale publicznie, państwowo i politycznie przyjmujący ateizm. Jedni i drudzy, ateiści totalni i ateiści publiczni, zabraniają Kościołowi bronić się i rozwijać w dzisiejszym świecie. Ba! Ataki na nas uważają, jak za marksizmu, za naukowe, postępowe i futurystycznie twórcze, a naszą obronę za anachronizm, ksenofobię, antysemityzm i za bezsensowną apologię.

Gdy się wniknie głębiej w te różnorodne akcje, to widać, jak owa cywilizacja śmierci człowieka wyrzuca z życia i kultury coraz wyraźniej: Boga, Chrystusa, Matkę Bożą, religię publiczną, Kościół Boży, Boży dar życia, duchowość człowieka i Dekalog, co jest mutacją antyjudaizmu czy antysemityzmu, gdzie Dekalog jest wzięty ze Starego Testamentu, tylko że owi ludzie tego chcą wiedzieć, a może nie wiedzą.

Kwestionuje się: dogmaty, wyższe wartości, duchową miłość, altruizm, prawo naturalne, instytucję małżeństwa i rodziny, sens pracy, naród, ojczyznę, państwo, godność człowieka i całego stworzenia, dobro wspólne społeczeństwa.

Szczególna odpowiedzialność za tożsamość Kościoła, za jego rozwój, piękno i ustawienie go do bieżącego czasu spoczywa na biskupie. Winien on bronić Kościoła Chrystusowego najpierw swoją osobą i swoim życiem, następnie doskonałym sprawowaniem swego urzędu we wszystkich dziedzinach, a wreszcie czynną ochroną przed wilkami, zewnętrznymi i wewnętrznymi. Jezus piętnuje tych, którzy nie utożsamiają się w całości ze swoim Kościołem: „Ja – mówi Jezus o sobie – przyszedłem, aby moje owce miały życie, i to życie w pełni. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz poświęca swoje życie za owce. Najemnik zaś i ten, który nie jest pasterzem ani właścicielem owiec, gdy zobaczy zbliżającego się wilka, opuszcza je i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Jest bowiem najemnikiem i nie troszczy się o owce” (J 10,10-13).

Kościół uobecnia Chrystusa Pasterza, jest Jego Ciałem mistycznym i społecznym, a zatem jest jakby dotykalny dla nas w szczególny sposób i w biskupie. Toteż trzeba o Chrystusie świadczyć z całą mocą, wiarą, miłością i nadzieją: „Czuwaj, trwaj mocno w wierze, bądź mężny i umacniaj się. Wszystkie twoje sprawy niech się doskonalą w miłości” (l Kor 16,13).


Nie chciałbym cytować dalszych zachęt abyśmy nie wzięli ich za aktualizację do Kościoła warszawskiego, chociaż do niego i całego państwa byłyby aktualne. Są nimi niepokoje z powodu relatywizacji ludzi wrogich państwu, którzy wypowiadali się antypolsko o polskim narodzie, a dla nich byliśmy tylko „swołeczami”, których należało już dawno wybić, inni podpisywali petycje żądając wyroków śmierci dla polskich patriotów, ponieważ nie zgadzali się z ówczesnym reżimem, jawnie deklarowali się wrogami Kościoła, w latach tzw. „wyzwolenia” i „szalejącego komunizmu” skazywali na śmierć żołnierzy Armii Krajowej, a w okresie rodzącej się transformacji i „Solidarności” – w stanie wojennym – posługiwali się aresztami jak hitlerowcy w ulicznych łapankach – za co nigdy nie odpowiedzieli stosownymi karami przed trybunałami prawa, owszem obdarzani byli i są nadal zaszczytnymi orderami, wprowadzani w ministerialne urzędy czy zaszczytne doradztwa, a na koniec ich życia – co niektórych z pompą kościelną wiedziono do katedry warszawskiej czy w tryumfalnym pochodzie z bazyliki Mariackiej przez ulice Krakowa na Skałkę, by ich tam złożyć na wieczny spoczynek. Milczenie i obojętność pasterska była i jest dla nas gorzkim doświadczeniem, jakie wypadnie wpisać w dziejach Kościoła i wierzącego narodu, którego relatywizm moralny zwycięskiej doraźnie partii jest co niektórym obojętny, nawet, gdy idzie o życie ludzkie, obronę wiary, krzyża czy świętość małżeństwa.

Potrzeba czynnej obrony Kościoła i państwa, jak nigdy dotąd. Potrzebę tę wykazał ostatnio na małym przykładzie, papież, ojciec święty, Benedykt XVI, gdy którejś środy na placu św. Piotra wyli dwaj opętani lub nasłani agitatorzy. Ojciec św. polecić zatrzymaćpapa mobile, wysiadł i podszedł do nich, wziął obu za ręce i spojrzał im w oczy. Obaj osłupieli i niemal natychmiast uciekli. Świadkowie mówili, że był to cud. Historiografia Kościoła zna jednak takie cuda, bo był to gest ojcowskiej dobroci wobec chorych, wszystko jedno, może umysłowo, może dla pieniędzy, niemniej gest ojcowski, który upadłych powrócił do jedności – może z Kościołem, może i z wiarą.

Toteż jeszcze raz przywołać należy dzisiaj świetlany wzór Pawła apostoła, który świadom swej misji, miał odwagę wyznać Koryntianom, że głosi Chrystusową Ewangelię ponieważ wcześniej ją zwalczał, lecz gdy dzięki łasce Chrystusa poznał, kim on jest, stał się „niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyska. Dla słabych stał się słabym, aby pozyskać słabych, stal się wszystkim dla wszystkich aby pozyskać przynajmniej niektórych. Wszystko zaś czynił dla Ewangelii, aby mógł mieć swój udział, bo jak wyznał – sam świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku, biada mi gdybym nie głosił Ewangelii Chrystusa.

W-wa 12 II 2012 (VI B – Krucjata Różańcowa w int. Ojczyzny)