To Twoje słowa, Chryste, Prawdo wieczna, chociaż nie w jednym czasie wymówione i nie w jednym miejscu zapisane. Ale dlatego że są Twoje i prawdziwe, powinienem je przyjąć z wiarą i wdzięcznością. Są Twoje, Ty je wypowiedziałeś, ale także i moje bo wyrzekłeś je dla mojego zbawienia.
Chętnie przyjmuję je z Twoich ust, aby jak najgłębiej zapadły mi w serce. Wzruszają mnie te słowa pełne litości, łagodności i miłości, ale lękiem przejmują mnie własne winy i przed przyjęciem tak wielkiej tajemnicy powstrzymuje nieczyste sumienie. Zachęca łagodność Twoich słów, ale obciąża tyle moich występków.
Każesz mi, abym zbliżył się do Ciebie z wiarą, jeżeli chcę wspólną cząstkę z Tobą, i abym przyjął pokarm nieśmiertelności, jeżeli pragnę otrzymać życie wieczne i chwałę. Przyjdźcie do mnie wszyscy – mówisz – którzy pracujecie obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię.
Jakże łagodnie, jak miło brzmią w uszach grzesznika słowa, w których Ty, Panie, Boże mój, zapraszasz mnie, nędznego i ubogiego, do Komunii Twojego świętego Ciała. Lecz kimże ja jestem, Panie, abym ośmielał się zbliżyć do Ciebie? Jakże to, niebiosa nie mogą Cię ogarnąć, a Ty mówisz: Przyjdźcie do mnie wszyscy?!
Do czego zmierza ta troskliwa łaskawość, to przyjacielskie zaproszenie? Jakże odważę się przyjść, skoro wiem, że nie ma we mnie nic dobrego, co by mnie mogło ośmielić? Jakże wprowadzę Cię do swojego domu, ja, który tak często obrażałem Twoje najlepsze Oblicze?
Kłaniają Ci się aniołowie i archaniołowie, w lęku stoją przed Tobą święci i sprawiedliwi, a Ty mówisz: Przyjdźcie do mnie wszyscy? Gdybyś Ty sam, Panie, tego nie powiedział, któż uwierzyłby w prawdę tych słów? Gdybyś Ty sam nie rozkazał, któż próbowałby się przybliżyć?
Patrzmy – Noe, mąż sprawiedliwy, sto lat pracował przy budowie arki, aby uratować siebie i garstkę istnień, a ja jakże zdołam w ciągu jednej godziny przygotować się, by przyjąć z należną czcią Budowniczego świata? Mojżesz, Twój wielki sługa i wybrany przyjaciel, sporządził skrzynię z najtrwalszego drzewa i obił ją szczerym złotem, aby złożyć w niej tablice przykazań, a ja, nietrwała istota, śmiałbym ciebie, Twórcę przykazań i Dawcę życia, przyjąć ot, tak sobie?
Salomon, najmądrzejszy z władców Izraela, przez siedem lat wznosił wspaniałą świątynie na chwałę Twego imienia, a przez osiem dni świętował jej otwarcie, złożył tysiące ofiar błagalnych, nim Arkę Przymierza ustawił uroczyście przy dźwięku trąb i tryumfalnych okrzyków na miejscu dla niej przeznaczonym. A ja, nieszczęsny i najnędzniejszy z ludzi, jakże wprowadzę Ciebie do swego domu, skoro wiem, że ledwie pół godziny będę Ci mógł poświęcić? I oby choć raz rzeczywiście pół godziny!
O Boże, z jakim trudem tamci starali się Ciebie uczcić! A jakże drobny jest mój trud! Jak mało poświęcam czasu, aby przygotować się do przyjęcia Ciebie. Tak rzadko w pełni skupiony, a jeszcze rzadziej uwolniony od wszelkich błahostek.
A przecież w Twojej zbawiennej obecności nie powinna nawet przemknąć przez głowę żadna myśl nieprzystojna ani wyobrażenie innej osoby nie powinno mnie odciągnąć, bo mam przyjąć w gościnę nie anioła nawet, ale Pana zastępców.
A przecież jest wielka różnica między Arką Przymierza i jej tablicami a najczystszym Ciałem pełnym niewysłowionych przymiotów, między ofiarami Starego Testamentu zapowiadającymi przyszłe zdarzenia a prawdziwą ofiarą twojego Ciała dopełniającą wszystkie pradawne ofiary. Czemu więc nie pragnę goręcej twojej umiłowanej obecności?
Dlaczego nie przygotuję się usilniej na przyjęcie Twojej świętości, skoro tamci dawni święci patriarchowie i prorocy, książęta i królowie wraz z całym narodem wykazywali tyle gorliwości w oddawaniu czci Bogu?
Skakał i tańczył ze wszystkich sił pobożnych król Dawid opiewając dobrodziejstwa doznane niegdyś przez przodków, budował przeróżne instrumenty, ułożył psalmy i przekazał, aby śpiewano je radośnie, sam często w twórczym natchnieniu Ducha śpiewał przy wtórze lutni, nauczył lud izraelski chwalić Boga z całego serca i codziennie chóralną pieśnią sławić Go i opiewać.
Jeśli tak wielka była wówczas pobożność i tak gorliwe rozpamiętywanie chwały i cały lud chrześcijański winniśmy się poczuwać czci i oddania w obecności Sakramentu, w przyjmowaniu najświętszego Ciała Chrystusa?
Jeżdżą ludzie do różnych miejsc, aby odwiedzić relikwie świętych, i słuchają w podziwie o cudach, zwiedzają ogromne świątynie, całując spowite w jedwab i złoto kosteczki.
A przecież Ty jesteś tu przede mną na ołtarzu, Boże, Święty świętych, Stworzycielu ludzi, Panie zastępów.
Często popycha do tych pielgrzymek ciekawość nowych miejsc i ludzi, ale pielgrzymi niewielki, niewielki z tego wynoszą pożytek dla duszy, szczególnie gdy jest to taka sobie łatwa wyprawa, podjęta bez większego kłopotu.
Tu zaś w Sakramencie Ołtarza Ty jesteś obecny cały, Boże, Bóg i człowiek Jezus Chrystus, tu można zerwać owoc życiodajny wiecznego zbawienia, ilekroć przystąpi się do Niego z czcią i oddaniem. Nie przyciąga doń żadna próżność, ciekawość ani czułostkowość, ale silna wiara, ufna nadzieja i głęboka miłość.
O niewidzialny Stwórco świata, Boże, jakże przedziwnie do nas się odnosisz! Jak łagodny i uprzejmy jesteś dla swoich wybranych, gdy ofiarujesz im sam siebie w najświętszym Sakramencie! Przekracza to bowiem wszelki rozum, najbardziej pociąga żarliwe serca i wzrusza je najgoręcej.
Bo naprawdę wierni Tobie, ci, co przez całe życie troszczą się o poprawę, czerpią często z tego najświętszego Sakramentu wielką łaskę pobożności i umiłowanie dobra.
O przedziwna, niepojęta łasko Sakramentu, którą znają tylko wierni słudzy Chrystusa! Niewierni zaś i pozostający pod władzą grzechu poznać jej nie mogą. W tym Sakramencie zawiera się pełnia łaski, a dusza odzyskuje w nim utracone dobro, on przywraca jej piękno zniekształcone przez grzech.
A tak wielka jest niekiedy ta łaska, że dzięki pełni skupionego zachwycenia nie tylko dusza, ale i słabe ciało odczuwa przypływ nowych sił.
Jakże więc należy żałować, jak ubolewać nad naszą oziębłością i niedbalstwem, że nie śpieszymy gorliwiej na przyjęcie Chrystusa, w którym jest cała zasługa i nadzieja przyszłego zbawienia. On bowiem jest uświęceniem i odkupieniem naszym, on radością pielgrzymujących na ziemi i wieczną szczęśliwością świętych.
Jaka szkoda, ze wielu ludzi tak rzadko zwraca się ku tej zbawiennej tajemnicy, która uwesela niebo i utrzymuje cały wszechświat. O jakaż to ślepota i zakamieniałość serc ludzkich, że nie cenią bardziej tego niewypowiedzianego daru, a dlatego właśnie, ze można go mieć na co dzień, odwracają się nawet od niego!
Przypuśćmy, ze ten najświętszy Sakrament umieszczony byłby tylko w jednym sanktuarium i konsekrowany tylko przez jednego kapłana na świecie, pomyślmy, jakie pchałyby się tam tłumy, jakże oblegano by tego kapłana, aby ujrzeć, jak odprawia to Boskie misterium.
A tymczasem tylu jest kapłanów i w tylu miejscach ofiarowuje się nam Chrystus, aby okazała się tym większa łaskawość i miłość Boga do człowieka, im szerzej rozchodzi się po świecie Komunia święta.
Dzięki Ci, Jezu, wieczny Pasterzu, który nas, biedaków i wygnańców raczysz pokrzepiać swoim drogocennym Ciałem i Krwią i zachęcasz nas do przyjęcia tej tajemnicy własnymi słowami:
Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię.
„O Naśladowaniu Chrystusa"
Tomasz a Kemipis