piątek, 30 września 2011

‘Klękanie przed Bogiem jest ciężkim grzechem!’ – uświadamiają księża w Kalifornii


Jak informowaliśmy już wcześniej, w diecezji Orange w Kalifornii dzieją się dziwne rzeczy: biskup wyrzuca z diecezji i parafii prawdziwych katolików, nie dając im nawet prawa do obrony, do przedstawienia swoich argumentów, a przy tym wspiera ruchy destrukcyjne w Kościele (patrz: Biskup kalifornijski wyrzuca konserwatywnych księży z diecezji). 

Biskup Tod D. Brown D.D. wyrzuca wiernych osłaniając się przypadkiem nieposłuszeństwa wobec biskupa, nie tylko wprowadzając w błąd wiernych, ale i nie precyzując o jaką to karę ma chodzić wobec wydalonych z diecezji (o ekskomunice mowy być nie może, gdyż nie tylko nie ma podstaw merytorycznych – wprost przeciwnie, pod akt schizmy czy herezji wieńczony ekskomuniką podlegałby sam biskup – ale nie padają żadne wymagane formuły, czyżby więc chodziło o bezprawne, nie przewidziane Prawem Kanonicznym działanie biskupa?), lecz, co gorsza, jednocześnie nakłada obowiązek grzesznego zachowania: obowiązek niegodnego zachowania wobec Najświętszego Sakramentu! To właśnie staje się przedmiotem kolejnej obrzydliwości w parafii St. Mary of the Sea w Huntington Beach, gdzie parafianie dowiedzieli się z biuletynu podpisanego przez Administratora ks. Martin Tran, iż w imię posłuszeństwa wierni mają obowiązek przyjąć pozycję stojącą po Agnus Dei.

Ks. M. Tran wyjaśnia w biuletynie datowanym na 19 lutego br, iż:
„Jeśli intencjonalnie przeciwstawiasz się tym obowiązującym normom [jakim to niby ‘obowiązującym normom’? – zob. dalej], a szczególnie poprzez nie przyjęcie pozycji stojącej po „Baranku Boży” i podczasBłogosławieństwa, czy to indywidualnie czy w grupie, zachowujesz się całkowicie źle i jest to sprawą poważną/ciężkim grzechem, bowiem [działanie to] jest intencjonalnym nieposłuszeństwem nie tylko wobec biskupa, ale również wobec Rzymu, i w konsekwencji wobec Boga. Jako administrator, duchowny i nauczyciel [Wiary], przez święcenia i przez urząd [który pełnię], odpowiedzialny za Wasze dusze przed Bogiem, zmuszony jestem to Wam oświadczyć. Czynię to, aby nikt nie mógł później powiedzieć, że ‘nikt mi o tym wcześniej nie mówił’.”
Ksiądz Tran wysuwa argumenty nacięższego kalibru, powołując się: 1. na obowiązujące normy; 2. nieposłuszeństwo wobec biskupa; 3. nieposłuszenstwo wobec Rzymu; 4. wreszcie, nieposłuszeństwo wobec samego Boga. 
Niestety, ksiądz M. Tran, wespół z biskupem T. Brown, myli się jednak poważnie, bowiem: 1. to on wprowadza wiernych w błąd, przekręcając obowiązujące przepisy; 2. nakłania do nieposłuszeństwa wobec obowiązujących przepisów; 3. wykorzystuje pozycję i powierzony mu urząd narzucając wiernym swój własny, sprzeczny w normami punkt widzenia; 4. działaniem swoim staje się źródłem skandalu w Kościele; 5. zabraniając należnego respektu do Najświętszego Sakramentu, nakłania do nieposłuszeństwa wobec samego Chrystusa.
Spór w kościele amerykańskim o to czy klękać podczas Agnus Dei czy nie, trwa od dosyć dawna. Wpierw, w okresie posoborowej kreatywności księży i biskupów, którzy ‘wyzwoleni’ z jarzma tradycji i ‘natchnieni duchem świętym’ dokonywali eksperymentów liturgicznych we wszelkich możliwych pozycjach i konfiguracjach, mieliśmy ‘msze’ w różnych wariantach. Tzw. msze clownów, w których księża przebrani są w stroje komików cyrkowych i wymalowani na twarzach jak clowni, nie były wcale najgorszymi z dostępnych w parafiach. Później ktoś zorientował się, że chyba jednak poszło to wszystko za daleko, więc zaczęto coś reformować. Problem z reformami chcącymi przywrócić jakiś ład w posoborowym Kościele polega jednak na tym, że nawet jeśli wyda się jakieś oświadczenie, to albo będzie ono rozwodnione, mało konkretne i niekoniecznie zgodne z prawdziwą Tradycją Kościoła – co dodatkowo zamiast rozwiązać sytuację, pogłębi ją – albo po prostu nie będzie przestrzegane przez biskupów. Mieliśmy już wielokrotnie przypadki, gdy sami biskupi nie dopuszczali innych biskupów i samych wiernych do wytycznych i informacji otrzymywanych z Watykanu (por. np. przypadek kardynała McCarrick: “Katolicyzm” Johna Kerry, słabość biskupów i GROŹBY ŻYDOWSKIE )
W takim to duchu przyjęty został list Prefekta Kongregacji Kultu i Dyscyplicy Sakramentów, kard. Francis Arinze, wystosowany do kard. Francis George, Przewodniczącego Biskupiego Komitetu do spraw Liturgii (później Przewodniczącego Konferencji Biskupów Amerykańskich), z dnia 5 czerwca 2003 roku (Prot. N. 855/03/L – tekst angielski tutaj), liście mającym ostatecznie wyjaśnić to zagadnienie. Kard. Arinze w Responsum na pytanie czy można zabronić praktyki klęczenia bądź siedzenia wiernego po przyjęciu Komunii, odpowiada:
„[Odpowiedź] negatywna. Oznacza [...] nie regulowanie postawy w taki sposób, aby ci co mają chęć klęczenia bądź siedzenia, nie mieli tej wolności.”
Sprawa interpretacji przepisów zawartych w General Instruction of the Roman Missal, jest więc wyjaśniona. W tej materii Roma Locuta Causa Finita, co powinno być wiążące dla biskupów. Widać, liberalom cokolwiek co pachnie choć trochę tradycją nie jest jednak strawne i robią wszystko, by podminować Kościół i osłabić wiarę w Chrystusa zmuszając wiernych do nieposłuszeństwa wobec obowiązujących przepisów, zasłaniając się właśnie parawanem posłuszeństwa.
Na koniec uwaga ogólna: problemu nie byłoby, gdyby ks. Tran, wraz z jego przełożonymi – i tysiącami innych księży w USA – naprawę wierzyli w obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Nie zmuszano by wiernych do zachowań sprzecznych Wiarą i Tradycją. A spór o to czy siedzieć, stać czy klęczeć przed Chrystusem rozwiązałby się sam, gdyby Kościół wrócił do JEDYNEJ PRAWDZIWEJ MSZY ŚWIĘTEJ i nie bawił się w kolejne reinterpretacje niespójności i wyjaśnianie wzajemnych sprzeczności.
Jest jednak jeszcze jeden morał: posłuszeństwo wobec pasterzy Kościoła nie jest bezgraniczne. I musimy zdać w pełni sobie z tego sprawę. Posłuszeństwo wobec Człowieka, nawet na najwyższej z możliwych pozycji musi ustąpić posłuszeństwu wobec Boga!

Na piwo do kościoła !?!?!?

Na piwo do kościoła – kilka słów o destrukcji, jej przyczynach i skutkach - Lech Maziakowski




“W miejscowości X. sprzedano kolejny kościół” – podaje prasa. “Konsolidujemy kolejne parafie” – zapowiada biskup. Informacje te idą w świat, jak gdyby były częścią normalnego życia. Choć często budzą żywe reakcje, jednak niewiele osób zastanawia się nad prawdziwymi przyczynami takiej sytuacji. Najczęściej dlatego, że są nieznane bądź ukrywane.
W posoborowej destrukcji Kościoła czynny udział wzięli sami hierarchowie, którzy – w przypadku Stanów Zjednoczonych – wpierw zespolili się z ideowym ruchem liberalnym, a później wcielali w życie plany tzw. konsolidacji parafii, czyli zamykania historycznych kościołów (a w to miejsce, niekiedy całkiem niedaleko, budując architektoniczne monstra odstraszające swą szpetotą – ale to inny temat). Plany te, opierające się na faktycznym spadku wiernych finansujących kościoły i parafie, były jednak nie tylko skutkiem, ale pokrywały się z zapoczątkowanymi w tym samym czasie przez agencje federalne i rządy stanowe programami “przebudowy miast” czyli, tłumacząc na zrozumiały język: destrukcji miast i miasteczek amerykańskich.
Aby zrozumieć dzisiejsze “konsolidacje” parafii, trzeba cofnąć się do początków lat sześćdziesiątych, a nawet późnych lat pięćdziesiątych, kiedy rodziły się gorzkie owoce doświadczane dziś przez wszystkich. Warto poświęcić kilka słów realnej, nie podkolorowanej historii, celem obalenia krążących mitów.
Kościół amerykański, przejęty już wtedy (początek lat sześćdziesiątych) przez liberalnych hierarchów i żyjący “duchem posoborowym” został zdziesiątkowany przez zrzucających sutannę kapłanów. Ta diabelska niesubordynacja moralna i duchowa, która zawładnęła Kościołem, doprowadziła również do spadku ilości wiernych uczęszczających na Msze św., przez co w dramatyczny sposób topniało finansowe wsparcie diecezji. Kościół amerykański, z jednej strony wypowiadający się już wtedy tylko ustami liberałów, a z drugiej zdziesiątkowany i czujący się osaczonym, przyłączył się do rewolucji społeczno-kulturalnej i poparł programy federalne, które – prowadzone pod hasłami “równości, tolerancji i praw człowieka ” – doprowadziły do relokacji biedoty murzyńskiej i migracji ludności na wielką, można by rzec – stalinowską skalę.
Jednym z najmniej znanych i najbardziej niezrozumiałych faktów, który należy w tym miejscu przypomnieć, jest to, że programy federalne celowo zakładały ulokowanie biedoty w samych centrach miast amerykańskich, ze szczególną ich koncentracją właśnie w etnicznych dzielnicach, zamieszkałych przez Włochów, Irlandczyków czy Polaków. Celem programów federalnych – wbrew temu co się twierdzi (kolejny mit XX wieku!) – było właśnierozbicie dzielnic etnicznych, rozbicie jedności oraz likwidacja prężnych ośrodków żywego katolicyzmu.
Na skutki nie trzeba było długo czekać: nastąpił istny exodus białej ludności, która czując się coraz bardziej zagrożona, na masową skalę zaczęła wyprowadzać się na przedmieścia. Media kreowały przy tym mit “sielankowego życia” w Suburbs, instytucje finansowe wyczuwając koniunkturę zaczęły finansować właśnie takie formy życia (droższe domy, samochody – które z relatywnego luksusu stały się niezbędne do egzystencji, itp), a w ślad za tym miejsca pracy przenosiły się poza miasta.
W opustoszałych miastach pozostawali coraz ubożsi: biali, których nie stać było na “lepsze życie” na przedmieściach i nowo napływający kolorowi, głównie czarni, którzy ze swymi nawykami tworzyli z nabywanych za grosze domów – stajnie, a z zasiedlanych dzielnic – siedliska kryminogenne. Tak jak Kościół, który przeżył destrukcję w latach sześćdziesiątych, tak i amerykańskie miasta, dokładnie w tym samym czasie, z często żywych i pięknych centrów kulturalno-handlowych, z dzielnicami pracującej i szanującej pracę ludności, z rozbudowanymi strukturami komunikacyjnymi, stawały się smutnymi i groźnymi miejscami z tysiącami kikutów powypalanych domów.
W międzyczasie przyszły kolejne federalne pomysły “rozwiązania problemu miast” polegające na sfinansowaniu z pieniędzy podatników budowy całych dzielnic wielopiętrowych blokowisk, w których lokowano biedotę murzyńską, nie kreując dla nich miejsc pracy (wszak biali pracodawcy też pouciekali ze swoimi biznesami), za to wyposażając ich w comiesięczne zasiłki Welfare. Dzielnice te, zwane popularnie Projects, szybko stały się bastionami destrukcji społecznej i tak już dostatecznie zepsutej ludności czarnej. (Stwierdzenie to być może będzie oburzało niektórych, szczególnie tych wychowanych na propagandowych filmach typuKorzenie. Oburza, bo burzy kolejny mit, tym razem o “stabilnej rodzinie murzyńskiej żyjącej na Południu w opresji u białych pracodawców”, a warto przypomnieć, że w Stanach Zjednoczonych w latach czterdziestych czy pięćdziesiątych właśnie wśród ludności czarnej np. wskaźnik dzieci rodzących się w związkach pozamałżeńskich przekraczał wielokrotnie takie wskaźniki wśród ludności białej.)
Nikt z twórców ówczesnych programów federalnych nie przyznaje się dzisiaj do przepisów, tak perfidnych i ewidentnie ukazujących prawdziwe cele tych programów, jak np. przepisy uniemożliwiające otrzymanie pożyczki na zakup domu na przedmieściach, jeśli wnioskodawcą nie była osoba biała. Dzisiaj co niektórzy tłumaczą takie przepisy “rasizmem” białych nie dopuszczających ludności czarnej na przedmieścia, które rzekomo “miały być tylko dla białych”, podczas gdy prawdziwym celem tych przepisów było wytworzenie strumienia ludności czarnej do zasiedlenia miast amerykańskich i wypchnięcia białych na przedmieścia. Jednak trzeba pamiętać, że był to element taktyczny, bowiem prawdziwa strategia zakładała, iż rozproszona na wielkich przedmiejskich przestrzeniach ludność nie mogła się już tak konsolidować, jak to miało miejsce w etnicznych dzielnicach miast (najczęściej najsilniejszych dzielnicach katolickich, choć później dla dobra sprawypoświęcono też i niekatolickie dzielnice) i pozbawiona silnych związków sąsiedzkich i parafialnych, była łatwiejsza do manipulacji.
W tej tragicznej sytuacji miast amerykańskich, Kościół w USA stał się zarówno współuczestnikiem zachodzących zmian jak i jego ofiarą. Wraz ze zmianami zachodzącymi w miastach, zaczęto zamykać parafie i sprzedawać bądź burzyć budynki kościelne. Piękne budynki kościelne wybudowane rękami imigrantów z Polski czy Włoch, ulokowane w zadbanych i bezpiecznych dzielnicach, coraz częściej stawały pod młotkiem aukcyjnym. A inwencja nowych wlaścicieli nie miała granic: kościoły zamieniały się w budynki mieszkalne, luksusowe apartamenty, hotele, sale taneczne, magazyny, knajpy.
“Wtargnięcie Szatana do Kościoła” w latach sześćdziesiątych, czyli Sobór Watykański II wraz z jego posoborowym “duchem” efektywnie działającym i straszącym do dziś, jest konsekwencją niesubordyancji Papieży, którzy nie ujawnili III Tajemnicy Fatimskiej i nie konsekrowali Rosji, o co usilnie wołała Matka Boża Fatimska. Diabolizm lat sześćdziesiątych, czyli to znane “zło Rosji”, przed którym Matka Boża przestrzegała, rozlało się po świecie. Ateistyczna, marksistowska ideologia triumfuje, dziś przybierając pozę liberalizmu.
Kto z wiernych budujących kościoły w Europie czy Ameryce przypuszczał, że za kilkadziesiąt lat przeobrażone zostaną w puby? Nikt, tak jak nikt nie przypuszczał, że Kościół będzie prowadzony przez ślepych pasterzy, za którymi kroczy ślepa owczarnia.
Lech Maziakowski
Washington, DC | 2006-06-01 | www.bibula.com

Kościoły za dolara!?!? cz.1

Ludzie w USA opóścili Boga a Bóg chyba ich skoro się wyprowadził ze swoich Domów!

W samej diecezji Allentown w USA zamknięto 44 katolickie kościoły, niejednokrotnie piękne pod względem architektonicznym, zbudowane za cenę wyrzeczeń pierwszych pokoleń emigrantów.
Oto smutna fotogaleria zamkniętych kościołów na sprzedaż za symbolicznego dolara:














































Czy czeka nas druga Holandia lub Niemcy???


W Rybniku nikt nie chce kaplicy z relikwiami


Kuria buduje dwa kościoły, kaplicy nie potrzebuje. Starostwo może ją wziąć, ale na muzeum 

W Rybniku powstają właśnie dwa nowe kościoły, a tymczasem nikt nie chce przejąć unikatowej, zabytkowej kaplicy, która znajduje się na terenie poszpitalnego kompleksu Juliusz mieszczącego się przy ulicy Miejskiej. Kaplica. w której znajdują się relikwie św. Juliusza i zabytkowy ołtarz - niszczeje. Kuria mówi stanowcze "nie" przejęciu. Powód? - Nie ma duszpasterskiej potrzeby, aby uruchamiać w tej okolicy kolejne miejsce kultu - podkreśla ksiądz Artur Stopka, rzecznik archidiecezji katowickiej. Z kolei Starostwo Powiatowe w Rybniku, które przejęło cały kompleks poszpitalny bez kaplicy, nie zamierza być pierwszą w Polsce jednostką samorządu terytorialnego, która będzie prowadziła kościół. - Nijak się to wpisuje w zadania powiatu. Nasze stanowisko jest jasne. Przejmiemy kaplicę, jeśli będzie zgoda na jej wykorzystanie w celach niesakralnych. Moglibyśmy tam urządzić w przyszłości muzeum - mówi Grzegorz Potysz, szef referatu oświaty i kultury w Starostwie Powiatowym w Rybniku. Sytuacja jest więc patowa. - Czekamy jeszcze na ostateczne stanowisko powiatu. Jeśli oni nie wyrażą zgody, będziemy szukali dalej. Zainteresowanie przejęciem kaplicy wyraziło stowarzyszenie z Rybnika, ale zanim zapadnie decyzja o tym, kto dostanie kaplicę, musimy być pewni, że ta instytucja jest w stanie utrzymać i zadbać o ten cenny zabytek - podkreśla Witold Trólka, z biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach. Bój o kaplicę znajdującą się na terenie poszpitalnego kompleksu, który całkowicie opustoszał w roku 2000, kiedy to do użytku oddano nowy szpital w Rybniku-Orzepowicach, rozpoczął się ponad rok temu. Wtedy to Urząd Marszałkowski w Katowicach wystawił cały kompleks na sprzedaż. Wówczas rybniczanie podnieśli alarm, bo byłby to pierwszy przypadek w Polsce, kiedy na sprzedaż wystawiono obiekt sakralny. Po szeregu protestów kaplica została wydzielona z kompleksu Juliusz i pozostała w rękach marszałka, a resztę, czyli budynki, w których mieściły się szpitalne oddziały przejęło starostwo. W kolejce po zagospodarowanie budynków po oddziałach ustawiły się już trzy firmy, których nie przeraża nawet to, że na remont trzeba według wstępnych szacunków wydać około 100 milionów złotych. Propozycje mówią o tym, że w poszpitalnych murach ma powstać dom opieki dla osób starszych, warsztaty terapii zajęciowej. - Dla podopiecznych tych placówek bliskość kaplicy byłaby idealnym rozwiązaniem - mówią urzędnicy ze starostwa. Mimo że kaplica lata świetności ma już za sobą, wciąż pamiętają o niej rybniczanie. - Wiele lat temu modliłem się tam o zdrowie dla mojej żony, która leżała po operacji serca w miejscowym szpitalu. Kaplica jest bardzo piękna i warto byłoby o nią zadbać. To mogłaby być wizytówka miasta - mówi Karol Baran, mieszkaniec ulicy Kościuszki.

To perełka

Szpital Juliusz został wybudowany z inicjatywy nadwornego lekarza księcia raciborskiego, dr. Juliusza Rogera. Zespół powstawał w kilku etapach w drugiej połowie XIX wieku. W kaplicy, choć zamkniętej od kilku lat, jest nadal ołtarz, a w nim relikwie św. Juliusza, figury świętych, nawet stacje drogi krzyżowej. Wnętrze wyraźnie jest nadszarpnięte zębem czasu, ale robi niesamowite wrażenie. Wysoki, drewniany ołtarz, chór, są nawet dwa rzędy ławek, które pokryła gruba warstwa kurzu i pajęczyn. Okna zdobią witraże.

Źródło: Dziennik Zachodni - Barbara Kubica

czwartek, 29 września 2011

Błogosławiona Elena Aiello – Mistyczka cz.5


WIELKI PIĄTEK (7 KWIECIEŃ) 1950
Siostra Elena Aiello zapytała Naszą Błogosławioną Matkę; “Co stanie się z Włochami? Czy Rzym zostanie uchroniony?”
“Madonna odpowiedziała:” “ W części, dzięki Papieżowi! Kościół będzie w bólach porodu, ale moce Piekła nie mogą zwyciężyć! Musisz cierpieć za Papieża i za Chrystusa, a tym samym Chrystus będzie bezpieczny na ziemi; a Papież swoim opiekuńczym słowem, częściowo uchroni świat.”
“Potem Madonna podeszła bliżej i z tym samym smutnym spojrzeniem, pokazała mi płomienie Piekła. Powiedziała:”Szatan rządzi i króluje na ziemi! Zobacz jak dusze wpadają do Piekła. Zobacz jak wysokie są te płomienie, a dusze które w nie wpadają jak płatki śniegu, wyglądają jak przezroczyste zarzewia! Ile z  nich się iskrzy! Ile krzyku nienawiści i rozpaczy. Jak dużo cierpienia!”
“Widzisz ile jest dusz księży! Popatrz na znak ich konsekracji w ich przeźroczystych dłoniach! (W ich dłoniach jest znak krzyża, w jaskrawym ogniu jest bardzo widoczny!) Co to za tortura, moja córko, w Moim Matczynym Sercu! Wielki jest Mój smutek widząc, ze ludzie się nie zmieniają! Sprawiedliwość Ojca potrzebuje naprawy – w przeciwnym razie wielu będzie zatraconych!”
“Zobacz jak będzie palić się Rosja!” Przed moimi oczami zobaczyłam długie ogromne pole pokryte ogniem i dymem, w którym dusze były zanurzone, jakby w morzu ognia!
“A ten cały ogień,” stwierdziła Madonna, “nie jest ogniem rzuconym ręką człowieka, ale będzie rzucony tam przez samych Aniołów (podczas Czasu Wielkiego Oczyszczenia czy “robienia generalnych porządków”, które przyjdzie na ziemie). Tak więc proszę o modlitwy, pokuty, ofiary abym mogła działać jako Pośredniczka dla Mojego Syna by uratować dusze.”
Tłumaczyła; Bożena