piątek, 18 maja 2012

Święci na każdy dzień - 19 kwietnia – rocznica wyboru na Stolicę Piotrową Benedykta XVI, Św. Leona IX, Bł. Maria od Wcielenia (Barbara Avrillot)

Benedykt XVI - Papież


Św. Leon IX (Brunon), papież

Św. Leon IX (Brunon), papież , urodził się w rodzinie hrabiów z Egisheim (Alzacja) 12 lutego 1002 r. Miał zaledwie 5 lat, gdy matka oddała go do szkoły i na wychowanie biskupowi z Toul, Bertoldowi. Tu ukończył chlubnie trivium i quadrivium - a więc wszystko, co szkoła katedralna dać mu mogła. W 18 roku życia został mianowany kanonikiem w Saint-Etienne. Taki bowiem był wtedy zwyczaj. W kilka lat potem otrzymał święcenia kapłańskie. Pełnił obowiązki kapelana cesarskiego na dworze Konrada II. Mając 24 lata został biskupem w Toul. Od razu zabrał się do reformy kleru diecezjalnego i zakonnego. Nie była to sprawa łatwa. Przełożeni byli wtedy mianowani przez cesarzy i panów świeckich, którzy nie zawsze liczyli się z przydatnością kandytatów, dbając o to, by mieć na tych stanowiskach ludzi sobie oddanych. Brunon swoim taktem i zabiegami umiał jednak tak pokierować sprawami, by urzędy duchowne były obsadzane ludźmi godnymi. Zwoływał synody, na których dokonywał zbawiennych reform. Zagrabione przez księcia Vaucouleurs dobra biskupie, kiedy zawiodły wszystkie inne środki, odebrał siłą. W roku 1046 interweniował u cesarza Henryka III za biskupem Lyonu, kiedy ten wpadł w zatarg z cesarzem. Po śmierci papieża Damazego II w 1048 r. wysłano z Rzymu poselstwo do cesarza Henryka III, by wyraził zgodę na wybór Halinarda, arcybiskupa Lyonu, na papieża. Halinard jednak odmówił przyjęcia godności. W tej sytuacji Bruno w obecności legatów rzymskich został desygnowany na papieża przez Henryka II w grudniu 1048 r. Bruno oświadczył, że przyjmie urząd papieski, jeśli Rzymianie i duchowieństwo jednogłośnie zaakceptują jego wybór. Podkreślił tym samym konieczność wyboru, a nie mianowania. Bruno przybył do Rzymu w stroju pątnika, zdjął sandały i boso udał się do grobu św. Piotra, a Rzymianie i duchowieństwo jednogłośnie - przez aklamację - wybrali go na papieża. Bruno zatrzymał urząd biskupa Toul. Przyjął imię Leon IX i został koronowany w bazylice św. Piotra. Jego pontyfikat trwał zaledwie 5 lat. Były to jednak lata prawdziwie błogosławione. W tym czasie zreformował życie duchownych oraz kurię rzymską i papieską. Zapoczątkował liberalizację w Kościele i trwałe reformy, które miały uniezależnić Kościół do cesarzy niemieckich i usunąć symonię i nikolaityzm. Na duchownych, którzy otrzymali urzędy drogą przekupstwa, symonii, nałożono wysokie kary. Biskupów symoniackich złożono z urzędu. Takie reformistyczne synody przeprowadził papież w Rzymie, Pavii, w Liege, w Trewirze, w Toul, w Reims, uczestnicząc w nich osobiście. W latach 1050-1051 uczestniczył w synodach w Moguncji, w Vercelli, w Salerno, w Benevento itp. Łącznie odbył 12 synodów: w Italii, we Francji i w Niemczech. Przez swoje podróże poza granice Italii manifestował uniwersalny charakter papiestwa i uświadomił, że papież jest zwierzchnikiem wszystkich Kościołów. Leon IX utworzył także kolegium kardynalskie i wyznaczył mu zadanie - wspomaganie biskupa Rzymu w jego posłudze Kościołowi. Leon IX uważał, że papież powinien osobiście głosić wiarę Kościoła i brać udział w uroczystościach kościelnych. Synod w Rzymie (9-15 kwietnia 1049 r.) zaostrzał kary nakładane na kapłanów niezachowujących celibatu, a wiernym odradzał korzystania z posług żonatych księży. Na synodzie w Reims (3-4 października 1049 r.) dla papieża zastrzeżono tytuł universalis Ecclesiae primas apostolicus. Na synodzie w Siponto w 1050 r. Leon IX wydał szereg dokumentów skierowanych przeciwko zwyczajom Kościoła wschodniego. Zamiast trójporozumienia między papiestwem, Bizancjum i Niemcami, wymierzonemu przeciwko Normanom, doszło do rozłamu między Kościołem wschodnim a zachodnim. Obawa przed Normanami skłoniła Leona IX do tego, by z częścią wojsk niemieckich, italskich i wspierających go powstańców apulijskich, słabo uzbrojonych i niedostatecznie wyćwiczonych, wyruszyć przeciwko Normanom. Leon IX, dowodząc osobiście wojskami, przegrał bitwę z Normanami pod Civitate i dostał się do niewoli. Po kilkumiesięcznej niewoli ciężko chory papież powrócił do Rzymu. Zmarł niedługo później, 19 kwietnia 1054 r. Papież Wiktor III w roku 1087 nakazał relikwie św. Leona IX umieścić w podziemiach bazyliki Św. Piotra, w osobnej kaplicy. Kiedy zaś w wieku XVI została wystawiona nowa, obecna bazylika, relikwie św. Leona IX umieszczono pod ołtarzem świętych męczenników Marcjalisa i Waleriusza.

Bł. Maria od Wcielenia (Barbara Avrillot)

Bł. Maria od Wcielenia (Barbara Avrillot), zakonnica, urodziła się 1 lutego 1566 r. w rodzinie wyższej burżuazji w Paryżu. Oddano ją na wychowanie do klarysek, u których odkryła swoje powołanie do życia zakonnego; powołania tego nie zmieniło całe jej późniejsze życie. Z posłuszeństwa wyszła za mąż za Piotra Acarie, zamożnego i wysoko postawionego człowieka, a przy tym płomiennego chrześcijanina. Urodziła mu sześcioro dzieci. Była wzorową żoną i matką. Piotr Acarie był jednym z najbardziej lojalnych członków Ligi Katolickiej, która po śmierci Henryka III sprzeciwiała się próbom objęcia francuskiego tronu przez hugenockiego księcia Henryka z Nawarry. Razem z piętnastoma innymi osobami Piotr zorganizował akcję oporu w Paryżu. Bezlitosny głód, który towarzyszył oblężeniu miasta, dał madame Acarie okazję do pokazania jej hojności. Po rozwiązaniu Ligi na skutek rezygnacji Henryka IV, Piotr musiał opuścić Paryż. Jego żona pozostała jednak w mieście, aby móc zatroszczyć się o fortunę ich dzieci, zabezpieczoną wcześniej przez jej męża. W dodatku była doświadczana fizycznym cierpieniem po upadku z konia; bardzo wymagająca rehabilitacja upośledziła ją do końca życia. U progu siedemnastego wieku madame Acarie słynęła ze swej prawości, nadprzyrodzonych darów i ogromnej hojności wobec ubogich i chorych w szpitalach. Do jej posiadłości przybywały największe postaci ówczesnego Paryża, m.in. św. Wincenty a Paulo i św. Franciszek Salezy, który był jej kierownikiem duchowym przez pół roku. Pod wpływem pism św. Teresy, a potem jej wizji, madame Acarie odkryła wezwanie do ufundowania karmelitańskich klasztorów we Francji. W 1602 r. powołała do życia - wraz z innymi zamożnymi damami - pierwszy klasztor w Paryżu, na Rue St. Jacques. W lipcu 1602 r. podjęła decyzję o założeniu zreformowanego Karmelu we Francji. Dzięki poparciu biskupa Genewy, w 1603 r. otrzymała na to zgodę papieża Klemensa VIII. Do pierwszego klasztoru sprowadzono karmelitów z Hiszpanii. Dzieło bardzo szybko rozszerzało się; w ciągu kolejnych 15 lat powstało jeszcze 13 innych fundacji. Po śmierci męża w 1613 r., wstąpiła do klasztoru w Amiens, stając się w nim zwykłą siostrą i przyjmując imię Marii od Wcielenia. Jedna z jej córek była subprzeoryszą tego klasztoru. W 1615 r. złożyła profesję. Rok później decyzją przełożonych została wysłana do klasztoru w Pontoise, gdzie zmarła w kwietniu 1618 r. Beatyfikowana została 24 kwietnia 1791 r.

Krew na Całunie Turyńskim ma taką samą grupę jak na hostii w Sokółce


Prof. Treppa dla Frondy: Krew na Całunie Turyńskim ma taką samą grupę jak na hostii w Sokółce

Całun Turyński miał udział w moim nawróceniu. Cała historia badań i sam obraz wstrząsnęły mną, kiedy przechodziłem kryzys wiary. Ten obraz doprowadził mnie i dalej prowadzi przez wiarę
– mówi portalowi Fronda.pl prof. Zbigniew Treppa z Uniwersytetu Gdańskiego, badacz relikwii Męki Pańskiej w rozmowie z Jarosławem Wróblewskim.
Z jakimi relikwiami Męki Pańskiej mamy dziś do czynienia?
Niekwestionowany jest Całun Turyński. On posiada największą ilość znaków Męki, poprzez krew, inne pośmiertne płyny, jest też na nim obraz Zbawiciela. Ta relikwia posiada jako jedyna połączenie tych dwóch śladów. Jeśli chodzi o relikwie Grobu Pańskiego, to niezwykle znacząca jest Chusta z Oviedo, która posiada takie same ślady krwi, które są widoczne na Całunie. Znaczące jest również to, że te dwie relikwie mają zgodność śladów, jeśli chodzi o kształt śladów krwi i jej grupę, ale przybyły do zupełnie innych miejsc. Całun z Jerozolimy przez Azję Mniejszą, Konstantynopol do Turynu, natomiast chusta z Oviedo z Jerozolimy przez Afrykę Północną do Hiszpanii. One zetknęły się ze sobą, kiedy zaczęto porównywać ich fotograficzne kopie. Wcześniej naukowo ich nie łączono. One potwierdziły to, co mówi tradycja.
 A Chusta z Manopello?
 Tak, ona jest również bardzo ważna. Jest obiektem paschalnym w pełnym tego słowa znaczeniu. Na niej mamy wizerunek Jezusa z otwartymi oczami. Wizerunek, który powstał ułamek sekundy po zmartwychwstaniu. Jeśli mielibyśmy odtworzyć proces jej powstawania, to polega on na tym, że energia odpowiedzialna za wyzwolenie się energii cieplnej i świetlnej z wnętrza ciała Pana Jezusa przez płótno, napotkała chustę położoną, jak się przypuszcza przez Marię Magdalenę, na płótnie na twarzy Zbawiciela. Ona była świadkiem wszystkich aktów paschalnych. Uczestniczyła stojąc pod krzyżem, biorąc udział w pochówku Jezusa, jako pierwsza otrzymała 2łaskę zobaczenia Jezusa po zmartwychwstaniu. Chusta jest najprawdopodobniej z bisioru, to szlachetna tkanina, kosztowna, cenniejsza w tamtym czasie niż złoto.
Która relikwia robi na panu największe wrażenie?
Całun Turyński razem z Chustą z Manopello niesłychanie wzmacniają ten przekaz. Trudno tu wartościować. Całun Turyński miał udział w moim nawróceniu. Cała historia badań i sam obraz wstrząsnęły mną, kiedy przechodziłem kryzys wiary. Ten obraz doprowadził mnie i dalej prowadzi przez wiarę. On jest taką piątą ewangelią. Dopełnia ewangeliczne szczegóły Męki Pańskiej. Całun to symbol męki i zmartwychwstania. Chusta paschalna jest dla mnie znakiem przejścia, tam jest to pierwsze otwarcie oczu Zbawiciela. To jest niesłychanie przejmujące i porażające. To trudno sobie uświadomić intelektem i wszystkimi zmysłami, emocjami.
Krew, jej ślady spajają relikwie męki?
Ona jest obecna w Lanciano, gdzie jest tkanka serca, która zamieniła się podczas Eucharystii w dłoniach mnicha bizantyjskiego. To pokazuje, czym nas karmi Pan Jezus w Eucharystii – swoim sercem. O ile wcześniej wiedziałem to, brzmiało to odlegle. Teraz mam doświadczenie tego i świadomość, jak to wygląda naprawdę.
Jest również cud eucharystyczny w Sokółce?
Nie ma wątpliwości w jego powstanie, prawdziwość. Tam jest umiłowanie Eucharystii, znam to ze świadectw mieszkańców. Pan Jezus potwierdził tam swoją obecność hostią z fragmentem mięśnia sercowego. Bóg nam się ukazuje, chce być nam jeszcze bardziej bliski. Mówi do nas współczesnym językiem, że Jego zmartwychwstanie jest ciągle aktualne – On nam to mówi w dynamiczny sposób, namacalnie. My domagamy się znaków zmartwychwstania i je dostajemy. Naukowcy to potwierdzają.
Z badań wynika, że krew na Całunie miała grupę AB. Co to oznacza?
Wszystkie relikwie grobu Pańskiego znamionuje właśnie charakterystyczna grupa krwi AB. Skoro Jezus Chrystus jest Żydem, to ta grupa krwi była bardzo popularna w Palestynie za jego czasów. W naszych europejskich nacjach jest dosyć rzadka. Ślady grupy krwi AB na Całunie Turyńskim pokrywają się z tymi, które są na relikwii hostii w Sokółce i fragmentu serca w Lanciano.
Rozmawiał Jarosław Wróblewski
Teks opublikowany w portalu Fronda.pl

Ten rząd boi się wartości

Z Małgorzatą Wassermann, córką ministra Zbigniewa Wassermanna, który zginął w katastrofie polskiego samolotu rządowego pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku, rozmawia Agnieszka Żurek.

Od katastrofy smoleńskiej minęły dwa lata. Co w tym czasie okazało się dla Pani najtrudniejsze?

- Trzeba tu oddzielić sferę prywatną od publicznej. W sferze prywatnej takiego rodzaju wydarzenia nie da się oczywiście z niczym porównać. Natomiast jeżeli chodzi o sposób wyjaśniania tej katastrofy przez osoby odpowiedzialne za nasze państwo, mamy do czynienia z całkowitym ignorowaniem tej sprawy przez polski rząd i z mozolnym odkłamywaniem przez rodziny nieprawd, które przez te dwa lata podawano w mediach. Uważam, że kłamstwa, którymi się nas od początku karmi, są celowo produkowane. Chodzi po pierwsze o to, żeby w opinii publicznej utrwalić nieprawdziwy przebieg tego zdarzenia, a po drugie, zmęczyć społeczeństwo tak, żeby nie było ono już w żaden sposób wrażliwe na ten temat. Myślę, że to ostatnie się udało. Jest to, moim zdaniem, największy grzech, jaki popełniono w tej sprawie. Liczę jednak na to, że pamięć ludzka i historia będzie sprawiedliwa i że z czasem uda się nie tylko wyjaśnić przyczyny katastrofy, ale przede wszystkim w odpowiedni sposób potraktować tych ludzi, którzy celowo działali po to, żeby wywołać w społeczeństwie określony obraz tego wydarzenia.

Które z kłamstw wymieniłaby Pani jako najbardziej jaskrawe i najczęściej powtarzane?

- Podstawowa kwestia to rozpowszechniana już kilka minut po katastrofie teza o winie pilotów, forsowana na siłę - na początku mimo braku jakiejkolwiek wiedzy, a po jakimś czasie także wbrew uzyskanej wiedzy i wbrew logice. Powstała cała grupa pseudoekspertów, którzy pisali na ten temat książki i chętnie wypowiadali się w środkach masowego przekazu. Zawsze mnie dziwiło, że osoby, które nie mają - a przynajmniej nie powinny mieć - dostępu do materiałów komisji zajmującej się wyjaśnianiem przyczyn katastrofy czy też do akt prokuratury, z taką łatwością formułowały tezy, o których dzisiaj wszyscy wiemy, że były one nieprawdziwe. W związku z ekshumacjami śp. Przemysława Gosiewskiego i śp. Janusza Kurtyki wielokrotnie byłam pytana, po co to wszystko i co to ma dać. Odpowiadałam wtedy jasno: "Nie chcecie wiedzieć o niczym, co mogłoby podważyć z góry podaną wam tezę". W normalnym postępowaniu przygotowawczym najpierw przeprowadza się wszystkie dowody, a dopiero później stawia tezę. Tutaj natomiast wykonano ogrom pracy po to tylko, żeby odwrócić tę normalną kolejność. Toczymy straszną walkę o to, żeby nadać normalny bieg postępowaniu.

Walka toczy się zatem o podstawowe reguły.

- Tak, to jest walka o podstawowe reguły, jakimi rządzi się proces karny, i podstawowe zasady stosowane w wyjaśnianiu różnego rodzaju katastrof. To nie do wiary, że w XXI wieku w Europie coś takiego może się wydarzyć, że dzieje się to na oczach całego świata i że można jeszcze wmówić społeczeństwu, że wszystko jest w porządku.

Pani wniosek o ekshumację ciała ojca z pewnością dodał odwagi pozostałym rodzinom ofiar katastrofy.

- Trzeba pamiętać, że prokuratura wykonuje czynności ekshumacyjne z urzędu. Można jedynie jej sygnalizować, żeby wykonała tę czynność. Muszę powiedzieć, że stoczyłam ogromną walkę, żeby doprowadzić do tak oczywistej czynności, jaką jest przeprowadzenie sekcji zwłok.

O czym mówią wyniki ekshumacji?

- Nadal czekam na opinię uzupełniającą, ale już częściowe wyniki, które otrzymaliśmy, mówią w sposób niebudzący wątpliwości, że Rosjanie w ogromnej części fałszują dokumentację, którą do nas przysyłają. Zdecydowanie łatwiej policzyć to, co się zgadza z dokumentacją rosyjską, niż to, co się z nią nie zgadza.

Prokuratura nadal bada wątek uruchomienia przez Pani ojca telefonu komórkowego na pokładzie samolotu?

- Tak. Nie mam jeszcze odpowiedzi w tej sprawie.

Panią, jako prawnika, ta sytuacja musi szczególnie boleć, bo ma Pani świadomość, jak to śledztwo powinno wyglądać.

- Tak, mam taką świadomość, ale przez te dwa lata nauczyłam się, że zupełnie nie należy oglądać się na to, co mówią inni, ale konsekwentnie, krok po kroku, walczyć o sprawy, które wydają się istotne, w sposób procesowy i profesjonalny. W śledztwie dużą rolę odegrał między innymi "Nasz Dziennik". Inaczej opinia publiczna nie miałaby możliwości uzyskania wiedzy na ten temat. My, rodziny, jesteśmy związani tajemnicą śledztwa. W przypadku niektórych dokumentów ta tajemnica jest podwójna, ponieważ są one oklauzulowane i znajdują się w kancelarii tajnej. To powoduje, że nie mogę udostępnić opinii publicznej tej wiedzy, jaką chciałabym przekazać, jeśli wcześniej prokuratura bądź państwo nie pozyskacie jej z innych źródeł.

Rodziny mają związane ręce.

- Dokładnie tak. Staram się jednak wykazać pewne rzeczy procesowo. Inaczej nie sposób o tych sprawach się dowiedzieć. Początkowo wszyscy gorączkowo reagowaliśmy na przekazywane opinii publicznej informacje. Po pewnym czasie przyjęłam jednak metodę spokojnego reagowania na pojawiające się kłamstwa i skupienia się na tym, w jaki sposób je obnażyć. Kłamstw było już tak dużo, że chyba została przekroczona jakaś granica - teraz reaguję na nie spokojnie, myślę: "O, pojawiło się kolejne. Dobrze, zabierzemy się za nie i damy sobie z nim radę". Nie denerwuję się już tak bardzo i nie pytam za każdym razem: "Dlaczego oni nam to robią?".

Chyba właśnie po to, żeby osłabić ludzi, którzy są skuteczni w dochodzeniu do prawdy.

- Tak mi się wydaje.

Opublikowanie raportu Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna było dla Pani zaskoczeniem?

- Tak, było dla mnie dużym zaskoczeniem. Zaskoczyły mnie nie tylko ustalenia Instytutu, ale także reakcja, jaką one wywołały. Cały raport Millera opierał się na koncepcji, według której generał Błasik miał prawidłowo odczytywać wysokość, a załoga miała tego nie słyszeć. Ta teoria legła w gruzach. Pamiętam dokładnie, kiedy przedstawiano nam prezentację, według której jedyną opanowaną osobą w kokpicie miał być kapitan Protasiuk, z którym reszta załogi miała nie współpracować. Biegli z Instytutu Sehna obalili tę tezę - pokazali, że istniała pełna współpraca, a wysokość była prawidłowo odczytywana. Można zatem powiedzieć, że raport Millera, przynajmniej w tej jego części, wart jest Trybunału Stanu. Premier powinien natychmiast powołać nowy zespół, który od początku przystąpiłby do prowadzenia prac. Tymczasem wydał jedynie krótki komunikat, z którego wynikało, że właściwie nic się nie stało i nie istnieją podstawy do wznowienia prac.

Dlaczego takie zachowanie premiera jest u nas możliwe?

- Myślę, że tej arogancji premier nauczył się w czasie postępowania w sprawie afery hazardowej. Uznał, że Polacy podyskutują dwa dni, a potem dadzą spokój, a my przykryjemy to innym tematem. Wbrew logice, wbrew wiedzy i wbrew regułom uczciwości po prostu postawimy na swoim, a wy macie się z tym zgodzić i koniec. Ta metoda jest stosowana przez premiera od czasu afery hazardowej. Bardzo mocno ujawniło się to po katastrofie smoleńskiej. Nigdy nie zapomnę konferencji, na której wbrew wykazywaniu, że było inaczej, pan minister Miller wycedził przez zęby: "To był lot cywilny i koniec". Wszyscy tymczasem wiemy, że był to lot wojskowy, potwierdziła to także ICAO. Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego stwierdziła, iż to, że my postawiliśmy w Polsce wszystko na głowie i uważamy, iż to był lot cywilny, nie znaczy, że oni także zobligowani są do tego samego.

Jerzy Miller stwierdził także, że urządzenia pokładowe przestały działać na wysokości 16 metrów w wyniku tego, że na... szóstym metrze doszło do zderzenia z brzozą.

- Na to nakłada się cały szereg skandalicznych wypowiedzi innych przedstawicieli władzy. Osobą, która przoduje w tego rodzaju wypowiedziach, jest rzecznik rządu Paweł Graś. Jego komunikaty dotyczące Smoleńska są wypowiedziami, za które w normalnym kraju byłby zdymisjonowany. Począwszy od twierdzeń w rodzaju, że badanie wraku właściwie nie jest istotne w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy, po ostatnie stwierdzenia, że to, iż raport pokazuje nieprawdę, nie ma właściwie żadnego znaczenia, "bo nie przywróci to życia ofiarom". Pamiętam, że kiedy publicznie powiedziałam, iż jeśli prokuratura nie ustosunkuje się do mojego wniosku o ekshumację, wtedy złamię tajemnicę i dla dobra sprawy ujawnię materiały śledztwa, mimo że zostaną mi potem postawione zarzuty, pan poseł Andrzej Halicki oznajmił następnego dnia, iż "on wie, że ja kłamię i że wszystko się zgadza". Zadałabym pytanie, jaki dostęp do materiałów śledztwa ma pan Halicki. Inną sprawą jest to, że mówiłam prawdę, co zostało potwierdzone w wyniku ekshumacji. Ten przykład pokazuje, do jakiego stopnia ludzie z obozu rządzącego nie liczą się z faktami, zajmując się jedynie PR i propagandą.

Na przestrzeni ostatniego roku upadły dwa główne kłamstwa na temat katastrofy smoleńskiej - teza o naciskach wywieranych przez generała Błasika i teza o tym, że skrzydło samolotu odpadło w wyniku zderzenia z brzozą.

- Zgadza się. Oczekujemy ze zniecierpliwieniem na wyniki pracy zarówno środowisk naukowych, jak i na opinie biegłych. Myślę, że pojawiła się nadzieja na prawdę. Poza tym odbyło się wysłuchanie publiczne w Parlamencie Europejskim. Wiemy już, że środowiska naukowe nie dają wiary tej wersji, która jest podawana oficjalnie. Twierdzą, iż przeczy ona prawom fizyki.

To najlepiej pokazuje rzeczywiste intencje wyjaśnienia przyczyn katastrofy przez komisję Millera.

- Przeglądałam ostatnio swoje notatki, które robiłam w czasie różnych spotkań. Zapisywałam sobie cytaty, bo nie mogłam uwierzyć, że takie stwierdzenia padają. Znalazłam na przykład cytat, gdzie bodajże pan Andrzej Melak powiedział: "No dobrze, panie premierze, ale oddaliśmy to śledztwo i nie mamy na nic wpływu". I w tym momencie pan minister Miller wziął mikrofon do ręki i powiedział: "No właśnie. I o to chodziło, bo za nic nie odpowiadamy".

Sposób traktowania rodzin ofiar katastrofy przez rząd zmienił się na przestrzeni tych dwóch lat?

- Nie ma żadnego sposobu traktowania rodzin przez rząd. Dla rządu problem katastrofy, jej wyjaśniania, problem rodzin ofiar nie istnieje od kilkunastu miesięcy. Rząd problem zakończył. Opublikował nieprawdziwy raport Millera i zamknął dyskusję. Kiedy odbywała się prezentacja raportu Millera, zadałam bardzo dużo pytań, wyszłam bardzo zmęczona po wielu godzinach rozmowy. Gdy stałam pod Sejmem, podeszli do mnie dziennikarze. Podczas rozmowy z nimi poprosiłam ich o jedną rzecz - żeby przeszli kilka wejść dalej, podeszli do premiera i zadali mu pytanie o to, co powiedział w styczniu 2011 roku - że sporządzimy własny raport i jeśli będzie on rozbieżny z raportem MAK, wtedy odwołamy się do instytucji międzynarodowych. Powiedziałam do dziennikarzy: "Mają państwo raport, jest on rozbieżny z ustaleniami MAK. Idźcie do premiera i zadajcie mu publicznie pytanie, gdzie, kiedy i w jakim trybie będzie odwoływał się do instytucji międzynarodowych". Myśli pani, że się doczekałam?

Część opinii publicznej nadal naciska jednak na powołanie komisji międzynarodowej do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Trudno chyba się łudzić, że stanie się to za kadencji tego rządu.

- Liczę na to, że dojdzie do zmiany rządu, zanim ten obecny doprowadzi do całkowitego upadku naszego kraju. Myślę, iż konieczne będzie powołanie komisji śledczej, aby społeczeństwo mogło się dowiedzieć, jak ten rząd zachowywał się po katastrofie i jakie decyzje podejmował, a właściwie - jakich nie podejmował. Gdyby doszło do powołania takiej komisji w normalnych warunkach - nie mam tu na myśli oczywiście czegoś na kształt tego, co Platforma zaserwowała nam po aferze hazardowej - ci ludzie znikną z życia publicznego na zawsze. Wierzę, że historia oceni zarówno tych, którzy zginęli, jak i tych, którzy ukrywali prawdę o przyczynach tragedii. Dla tych drugich będzie to miażdżące.

Wielu ludzi już ich odpowiednio oceniło.

- To prawda, niemniej jednak spora część społeczeństwa uwierzyła w kłamstwa, które nam bez przerwy serwowano. Rzeczą niesamowitą, która, jestem pewna, nie wydarzyłaby się, gdyby ci wszyscy ludzie nie zginęli w katastrofie, jest to, co się stało pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, i to, co dzieje się dalej. Jesteśmy dzisiaj świadkami tego, jak bardzo niszczony jest Kościół, który na trwale związany jest z Polską, z naszą historią i kulturą. To jest coś niesamowitego, żeby w miejscu, w którym ludzie się modlą, działy się takie rzeczy, jak miało to miejsce, i żeby rozgrywało się to na oczach niereagującej na to policji i straży miejskiej. Działo się to przecież za cichym przyzwoleniem prezydent Warszawy.

A także prezydenta Polski. Jego pierwszy po wyborze wywiad udzielony "Gazecie Wyborczej", w którym zadeklarował "przeniesienie krzyża w godniejsze miejsce", okazał się złowieszczą zapowiedzią nadejścia "nowej ery".

- Dokładnie tak, nadeszła "nowa era". Jeśli dobrze pamiętam, mniej więcej 2 proc. społeczeństwa nie życzy sobie religii w szkołach. Uznałabym, że przy takim wyniku nie ma w ogóle o czym dyskutować. Temat nie powinien istnieć. Tymczasem do programów telewizyjnych bezustannie zapraszani są posłowie o zdecydowanie antyklerykalnych poglądach i ten temat jest w kółko omawiany. Te same osoby, które reprezentują nasze państwo, na pytanie o stosunek do śmierci bł. księdza Jerzego Popiełuszki odpowiadają, że jest im wszystko jedno. Jest to zabijanie ducha Narodu i wprowadzanie kraju na drogę moralnej rozsypki. To jest coś, czego nie wybaczą kolejne pokolenia.

Ani kolejne, ani poprzednie. Wielu ludzi w naszej historii było gotowych poświęcić dla Polski wszystko. To zobowiązanie wciąż jest jednak żywe dla współczesnych Polaków.

- Tak. Myślę, że z jednej strony pracuje się bardzo intensywnie nad tym, żeby wypłukać Polaków z wartości, ale z drugiej strony - im bardziej się nad tym pracuje, tym więcej ludzi się budzi i zdaje sobie sprawę, że nie mogą patrzeć spokojnie na otaczającą nas rzeczywistość. Dziś także trzeba walczyć - inaczej niż w 1920, 1944 czy 1956 roku, ale znów nadszedł moment, w którym - jeśli nie podejmiemy walki - może się to bardzo źle skończyć dla naszego kraju. Coraz więcej ludzi to rozumie.

Mimo dwóch lat od katastrofy smoleńskiej władze Warszawy wciąż odmawiają upamiętnienia poległych.

- Chciałabym bardzo, żeby w drugą rocznicę tragedii smoleńskiej poza Telewizją Trwam, "Naszym Dziennikiem" i kilkoma innymi mediami poświęcono choć odrobinę czasu tym ludziom, którzy zginęli w tak strasznej katastrofie. Rok temu ani telewizja państwowa, ani telewizje komercyjne nie poświęciły tym ludziom specjalnej uwagi. Oni zasłużyli na pamięć, na tę jedną modlitwę czy na tę jedną zapaloną świeczkę. To jest niegodne, że tam, gdzie rządzi Platforma Obywatelska, nie może stanąć pomnik, krzyż czy tablica upamiętniająca ofiary. Takie tablice powstają w mniejszych lub większych miastach, a w siedzibie prezydenta nie ma na to miejsca.

Profesor Piotr Gliński sformułował tezę, że po katastrofie smoleńskiej 90 procent polskiego społeczeństwa stanowiło pewnego rodzaju wspólnotę polityczną i że był to fenomen niespotykany wcześniej. Może z tego właśnie powodu uruchomiono tak potężne środki, żeby tę wspólnotę rozbić?

- Zgadzam się w stu procentach. Stopień przerażenia utworzeniem tej wspólnoty był ze strony rządu tak duży, że zamiast zadbać o bezpieczeństwo państwa po śmierci tylu kluczowych dla jego funkcjonowania osób i zamiast wyjaśnić przyczyny tragedii, zadbali tylko o to, żeby przykryć ten temat, uciec od niego i znowu ograć, okłamać społeczeństwo. Za każdym razem, kiedy wychodziła na jaw ich słabość i nieumiejętność rządzenia, rozgrywali kolejną akcję mającą przykryć ich nieudolność.

Stąd może ostatnie ataki na Kościół - nietrudno przewidzieć, że uderzenie w to, co dla wielu Polaków jest drogie, wywoła emocje i odwróci uwagę od innych spraw. Jest to ponadto cios wymierzony we wspólnotę, jaką stanowi Kościół.

- W dodatku we wspólnotę specyficzną, bo wartościową. Odnoszę wrażenie, że ten rząd boi się jakichkolwiek wartości, wszystkiego, co ma głębię, wszystkiego, co patriotyczne i bohaterskie. On to odbiera jako zagrożenie. Kiedy doszło do katastrofy smoleńskiej, okazało się, że rządzi nami garstka ludzi bez honoru i odwagi. Ci ludzie oddali całe śledztwo Rosji, a kiedy zaczęło to wychodzić na jaw, zaczęli stosować swoje socjotechniki. Bardzo ich przeraziła jedność społeczeństwa i zgromadzenia pod krzyżem stojącym przed Pałacem Prezydenckim. Zaczęli tę wspólnotę po trochu i skutecznie rozbijać.

Co w Pani zmieniły te dwa lata?

- Wszystko. Całe nasze życie zostało wywrócone do góry nogami. Nie tylko straciliśmy Ojca - osobę, którą bardzo kochamy, ale także zostaliśmy bez głowy rodziny, bez oparcia. Ojciec miał w sobie siłę i charyzmę, z której korzystało nie tylko państwo i społeczeństwo, ale także my jako rodzina. Kiedy Ojciec pełnił funkcję ministra i kiedy przyjeżdżali do nas dziennikarze, uciekałam - uważałam, że to Ojciec najlepiej będzie nas reprezentował i że życie publiczne jest jego działką. Po jego śmierci musiałam natomiast przeżyć czołowe zderzenie z czymś, przed czym wcześniej bardzo intensywnie się broniłam. Nie sądziłam, że organizm ludzki ma aż taką wytrzymałość. Jednak jeśli chodzi o Ojca, jestem gotowa zapłacić każdą cenę i w każdym aspekcie. Przez wiele miesięcy miałam wielką potrzebę porozmawiania z nim o tym, co się wydarzyło, skonsultowania się - tak jak zawsze to robiłam w każdej ważnej sprawie. Pamiętam, jak wracałam z Moskwy i myślałam: "Wszystko mu opowiem i on na pewno będzie wiedział, co z tym zrobić".

Jestem przekonana, że Pani ojciec pomaga Pani z Nieba.

- Tego jestem pewna.

Czego życzyłaby Pani - sobie i Polsce, w najbliższej przyszłości?

- Tego, żeby społeczeństwo znalazło w sobie tyle siły, żeby przypomnieć sobie te chwile, które nastąpiły po katastrofie, kiedy byliśmy tak bardzo zjednoczeni i w tej tragedii silni tym właśnie zjednoczeniem. I żeby powiedziało "dość!" ludziom, którzy je okłamują. Życzyłabym sobie tego, żebyśmy w Polsce zaczęli w końcu mówić prawdę, choćby była ona najtrudniejsza.

Dziękuję za rozmowę.
Źródło: radiomaryja.pl

SZOK! Radio Opole nie chce grać piosenki “Urodziłem się w Polsce”

Zarzut: "szowinistyczna". Naprawdę: PILNUJMY POLSKI
"Dziennik Zachodni" informuje o niezwykle bulwersującej sprawie - o decyzji publicznego Radia Opole, które podjęło decyzję o niepuszczaniu piosenki "Urodziłem się w Polsce". Utwór nagrał Andrzej Nowak, lider legendarnego zespołu TSA, wraz ze swoją grupą Złe Psy.

"Tylko w Polskę wierzę". Radio nie chce grać utworu lidera TSA, bo uważa, że jest szowinistyczny


- Jestem Opolaninem z krwi i kości. Tu się urodziłem, wychowałem, założyłem zespół TSA. Zawsze podkreślałem skąd jestem. Nowej płycie patronuje urząd miasta. Biorąc to wszystko pod uwagę, decyzja Radia Opole burzy mi krew - tak Andrzej Nowak, lider legendarnego zespołu TSA, komentuje decyzję Radia Opole o niepuszczaniu piosenki "Urodziłem się w Polsce". Muzyk nagrał go wraz ze swoją grupą Złe Psy. Stacja uznała, że piosenka jest "szowinistyczna i niemedialna".
"Ojciec Polak, matka Polka, polskie miasto, polska łąka, piękna nasza Polska cała, by ta Polska ocalała" - tymi słowami rozpoczyna się utwór grupy Złe Psy "Urodziłem się w Polsce". Mieszkający od urodzenia w Opolu muzyk Andrzej Nowak zwrócił się do miejscowej stacji radiowej z prośbą o puszczanie utworu na antenie.
Jednak Radio Opole uznało, że utwór nie pasuje do charakteru piosenek promowanych przez stację. - Kompozycja ta ma charakter niszowy i jako taka była obecna w audycji dla fanów muzyki hardrockowej. Na granie w ciągu dnia jednak się nie nadaje.
Musimy mieć na uwadze, że w tym czasie trzeba grać utwory wyważone i strawne dla szerokiego grona odbiorców. W mojej opinii ten utwór do nich nie należy - tłumaczy w wypowiedzi dla "Gazety Wyborczej" Tomasz Bazan, kierownik muzyczny rozgłośni. 
Jednak według menadżera zespołu Złe Psy Jacka Adamczyka, rozgłośnia uznała utwór za "szowinistyczny i niemedialny" i z tego powodu zrezygnowała z nadawania go na antenie. - Przecież on nie niesie w sobie żadnych negatywnych emocji - dziwi się Adamczyk.
Co ciekawe, utwór jest nadawany przez kaszubską stację Radio Kaszëbë. "To rozgłośnia, która może uchodzić za zachęcającą do - jak to określają niektórzy politycy - separatyzmu. Ja to odbieram jako wyraz tego, że choć słuchacze tego radia czują się odrębni, to nadal są Polakami" - komentuje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Nowak.

Źródło: Gazeta.pl
 




Stacja uznała, że piosenka jest "szowinistyczna i niemedialna".
Jestem Opolaninem z krwi i kości. Tu się urodziłem, wychowałem, założyłem zespół TSA. Zawsze podkreślałem skąd jestem. Nowej płycie patronuje urząd miasta. Biorąc to wszystko pod uwagę, decyzja Radia Opole burzy mi krew - komentuje sprawę sam muzyk.
Tekst piosenki to m. in. słowa:
"Ojciec Polak, matka Polka, polskie miasto, polska łąka, piękna nasza Polska cała, by ta Polska ocalała".
Sprawa wybuchła, gdy - jak informuje "Dziennik Zachodni" - mieszkający od urodzenia w Opolu muzyk Andrzej Nowak zwrócił się do miejscowej stacji radiowej z prośbą o puszczanie utworu na antenie.
Musimy mieć na uwadze, że w tym czasie trzeba grać utwory wyważone i strawne dla szerokiego grona odbiorców. W mojej opinii ten utwór do nich nie należy - tłumaczy w wypowiedzi dla "Gazety Wyborczej" Tomasz Bazan, kierownik muzyczny rozgłośni.
Inne zdanie ma menadżer zespołu Złe Psy Jacek Adamczyk; w jego relacji wynika, że rozgłośnia uznała utwór za "szowinistyczny i niemedialny".
- Przecież on nie niesie w sobie żadnych negatywnych emocji - mówi Adamczyk.
"Dziennik Zachodni" podkreśla jednocześnie, że utwór jest nadawany przez kaszubską stację Radio Kaszëbë.
Mamy nieodparte wrażenie, że Radio Opole z radością puściłoby piosenkę, gdyby w tekście zamiast słów "Polska" i "polski" znalazły się słowa "Niemcy" i "niemiecki".
Pilnujmy Polski. Coraz uważniej.
Żródło: http://wpolityce.pl/wydarzenia/26005-szok-radio-opole-nie-chce-grac-piosenki-urodzilem-sie-w-polsce-zarzut-szowinistyczna-naprawde-pilnujmy-polski
A teraz wszyscy mogą posłuchać piosenki .
Już na początku kwietnia ukaże się nowa płyta zespołu Złe Psy. Po kilku latach milczenia Andrzej Nowak (założyciel i lider TSA) wraz z zespołem uderzają ze zdwojoną siłą! Ta płyta z pewnością nie przejdzie bez echa, a ich utwory śpiewać będzie cała Polska!


Marsz w obronie pluralizmu w polskich mediach – Warszawa, 21.04.12r

Uważam że dla czytelników naszego bloga obecność jest obowiązkowa. Wiara bez uczynków jest martwa. Zabieramy ze sobą flagi różne transparenty, różańce i jedziemy czym się da do Warszawy zarówno osoby wierzące jak i nie wierzący gdyż walczymy o wolność słowa, o Polskę i w tej walce musimy być zjednoczeni wszyscy.Proszę przeczytać rozmowę z Ewą Stankiewicz która mówi tak : “Z rodzinnego domu wyniosłam zasadę, że trzeba się ująć za kimś, kto jest atakowany. Choćby z tego powodu, nawet jeżeli ktoś nie jest wierzący, a widzi, że drugi jest niszczony, upokarzany, mało tego, kiedy odmawia mu się prawa do istnienia i krzewienia prawdy, to powinien zareagować.”



Przez Polskę przeszło wiele manifestacji w Obronie wolności słowa a w najbliższą sobotę spotykamy się w Warszawie na Placu Trzech Krzyży o godzinie 13. Bardzo raduje , że marsz organizują obie polskie prawicowe partie Prawo i Sprawiedliwość i Solidarna Polska, a także Biura Rodziny RAdia Maryja, Solidarni 2010, Kluby Gazety Polskiej a także jak widać Nowy Ekran:), w ten sposób działamy razem - Ojciec Tadeusz Rydzyk jednoczy:)


Tylko razem możemy coś osiągnąć

Z Ewą Stankiewicz, dokumentalistką, reżyserem,
prezesem Stowarzyszenia “Solidarni 2010″,
rozmawia Mariusz Kamieniecki


Stowarzyszenie “Solidarni 2010″ współorganizuje Marsz w obronie Telewizji Trwam dyskryminowanej przez władzę. O co tak naprawdę toczy się walka?


- Gra idzie o jedną z najważniejszych spraw, które są niezbędne człowiekowi do życia – o wolność słowa, która w Polsce jest niestety ograniczana i reglamentowana w brutalny i bardzo bezczelny sposób. To oznaka choroby, jaka toczy system, w którym żyjemy. To także oznaka braku demokracji, czego przejawem jest dyskryminacja Telewizji Trwam. Bez wolnych, niezależnych mediów o żadnym państwie nie możemy powiedzieć, że jest demokratyczne. Jeżeli dwa miliony ludzi upomina się o równy dostęp i umieszczenie Telewizji Trwam na multipleksie cyfrowym, a ich krzyk władza ma w pogardzie, mało tego – ta pogarda jest demonstrowana publicznie, to takie traktowanie musi niepokoić, i rzeczywiście niepokoi. Mamy do czynienia z ogromnym zagrożeniem i nie jestem do końca pewna, czy jako Polacy mamy do końca świadomość tego, co się wokół nas dzieje. Tak naprawdę w Polsce w tej chwili walczymy o demokrację, bo dzieje się coś bardzo złego. Bez wolności słowa nie ma prawdziwej demokracji.
Czy walcząc o słuszne prawa, trzeba aż wychodzić na ulice?

- Niestety, do tego zmusza nas sytuacja. Jak już powiedziałam, dwa miliony zebranych podpisów, i to nie tylko zwolenników Telewizji Trwam, ale także innych ludzi – świadomych obywateli Rzeczypospolitej, którzy rozumieją, czym jest prawda. Zdają sobie oni sprawę, że bez wolnego, alternatywnego, niezależnego głosu, którego na próżno szukać w zaprzyjaźnionych z władzą mainstreamowych telewizjach prywatnych czy publicznych, mamy do czynienia jedynie z psuciem i gwałtem na polskiej demokracji. Na razie są to pokojowe marsze, ale jeżeli władza będzie głucha na nasze argumenty i będzie nadal gwałcić wolność słowa, to trzeba będzie sięgnąć po inne, bardziej radykalne środki.

Co konkretnie ma Pani na myśli?

- Poddając się manipulacji, stojąc bezczynnie, skazujemy siebie dobrowolnie na słuszną linię naszej władzy, co znamy już z okresu PRL. Jak pamiętamy, tak czy inaczej kończyło się to protestami społecznymi, często krwawymi, co w konsekwencji zaowocowało obaleniem władzy. Nikt z nas pewnie nie życzyłby sobie tego, ale zarówno ja, jak i chyba nikt zdroworozsądkowo myślący nie wyobraża sobie dalej życia w kraju, gdzie nie ma wolności słowa, gdzie mamy do czynienia z butą i lekceważeniem ludzi przez rządzących.

Dlaczego w Polsce – państwie będącym w strukturach UE, musimy upominać się o wolność słowa, i to na ulicy? Kto odpowiada za manipulację prawdą, za brak wolności słowa w polskich mediach?

- Bez wątpienia za taki nienormalny stan rzeczy, za gwałt na polskiej demokracji bezpośrednio odpowiadają: rząd Donalda Tuska i prezydent Bronisław Komorowski, którzy mają wpływ na decyzje KRRiT. Jeżeli zaś chodzi o demokrację UE, to jeżeli nie powróci i nie oprze się ona na wartościach chrześcijańskich, z których przecież wyrastają korzenie Europy, to Unia będzie miała problem w ogóle z przetrwaniem. Do tego wraca premier Viktor Orbán, który za włączenie do konstytucji słów “Boże, błogosław Węgry” jest atakowany przez UE opanowaną przez lewicową, bezczelną i nachalną ideologię, która już wielokrotnie niszczyła świat i pochłonęła miliony ofiar, a teraz niszczy Unię. Żaden organizm państwowy nie może opierać się na kłamliwej, fałszywej ideologii, która niesie przemoc i niesprawiedliwość. Niestety, większość mediów w Polsce, które powinny kontrolować władzę, służy tej ideologii, a Telewizja Trwam, która wyłamuje się z tego kręgu, jest dyskryminowana. To, z czym mamy do czynienia w Polsce, jest odzwierciedleniem sytuacji w UE, ale w znacznie zintensyfikowanym wymiarze.

Mogłaby Pani to uszczegółowić?

- Mam wrażenie, że ludzie żyjący w Polsce są utrzymywani w czymś w rodzaju matriksu i nawet nie dostrzegają, jak stopniowo, krok po kroku, ogałaca się ich z wolności i – co gorsza – używa się ich do zniewolenia samych siebie. To, z czym mamy obecnie do czynienia, to niestety tryumf nowoczesnej manipulacji, której społeczeństwo nie potrafi dostrzec i na którą jeszcze nie umie się uodpornić.

Czy zatem pod rządami PO, w walce o prawdę rzeczywiście doszliśmy do “ściany”, którą trzeba przebijać głową?

- To, czy doszliśmy do ściany, pokaże życie. Na pewno mamy do czynienia z manipulacją, czego przejawem jest np. próba ograniczenia lekcji historii w szkołach. Społeczeństwo jest niestety ogłupione, brakuje też pracy u podstaw, która może uodpornić ludzi na manipulacje i zaszczepi w nich elementarny zdrowy rozsądek, poczucie odpowiedzialności, świadomość, że brak zainteresowania i reakcji fatalnie wpływa na naszą sytuację jako państwa i Narodu. Przykładem może być umowa gazowa z Rosją, gdzie jako Polacy płacimy dziś za gaz najwięcej w Europie. Tak samo dużo może nas kosztować brak reakcji wobec nieprzyznania koncesji Telewizji Trwam. Straci na tym każdy Polak. Znajdziemy się w bardzo niebezpiecznej sytuacji, bo zagrożony będzie ostatni bastion wolnego słowa w Polsce, bastion niezależnego dziennikarstwa. Każdy Polak, niezależnie od tego, czy jest katolikiem, czy nie straci możliwość wyboru, wyrabiania sobie samemu opinii, a zatem utraci wolność i będzie skazany wyłącznie na propagandę władzy. Dlatego każdy w Polsce powinien zaprotestować i wymóc – jeżeli uda się to w sposób pokojowy, a jak nie, to siłą i stanowczością – prawo do nadawania Telewizji Trwam, a zatem prawo do wolności słowa, bez którego nie da się żyć. Tu już nie ma żartów. W najbliższą sobotę przekonamy się, na ile polskie społeczeństwo jest świadome i zdeterminowane, żeby sprzeciwić się manipulacji i stanąć po stronie zagrożonej demokracji.

Czym jest dla Pani Telewizja Trwam, dlaczego angażuje się Pani w obronę tego medium?

- To, co chcę powiedzieć, będzie pewnego rodzaju moim świadectwem. Przyznam uczciwie, że wcześniej, przed katastrofą smoleńską, nie oglądałam Telewizji Trwam. Natomiast dzisiaj jest dla mnie bardzo ważne, żeby była ona obecna i mogła się rozwijać. Po katastrofie z 10 kwietnia 2010 r. zauważyłam różnice w wiadomościach, w informacjach podawanych w mediach publicznych, prywatnych, a w Telewizji Trwam. Na przykład w Telewizji Trwam widziałam wydarzenia – czasem z udziałem tysięcy osób, które były ważne, a których sama byłam świadkiem, o których mainstreamowe telewizje nie wspominały ani słowem. Wówczas z jednej strony nabrałam ogromnego szacunku wobec dziennikarzy i samego medium za to, że rzetelnie informuje opinię publiczną, przedstawiając rzeczywistość taką, jaka ona jest, że nie uprawia propagandy, że informuje o rzeczach, które są przemilczane w innych stacjach. Z drugiej strony jest to Telewizja, która reprezentuje ludzi wierzących – katolików i – co bardzo cenne – broni Kościoła przed atakami, które de facto są atakami wymierzonymi w państwo polskie, którego tożsamość wyrasta z chrześcijaństwa, gdzie w chwilach zagrożeń wolności Naród gromadził się nie gdzie indziej jak właśnie pod krzyżem, wznosząc modlitwy do Boga. Stąd atak na Kościół, z czym mamy do czynienia dzisiaj, to także atak na polskość. Telewizja Trwam, która gromadzi ludzi wiary i która staje w obronie wartości, jest zwalczana tak jak Kościół i temu jako Naród musimy się przeciwstawić. Z rodzinnego domu wyniosłam zasadę, że trzeba się ująć za kimś, kto jest atakowany. Choćby z tego powodu, nawet jeżeli ktoś nie jest wierzący, a widzi, że drugi jest niszczony, upokarzany, mało tego, kiedy odmawia mu się prawa do istnienia i krzewienia prawdy, to powinien zareagować.

Dlaczego w sobotę warto być w Warszawie i wziąć udział w Marszu w obronie Telewizji Trwam?

- Brak kontroli deprawuje władzę. Pamiętajmy, że jeżeli aktywnie nie włączymy się w życie społeczne, chociażby wspierając media, które kontrolują i patrzą na ręce rządzącym, to ta władza – czując się bezkarnie – zrobi, co tylko zechce. Dlatego nie można być biernym i bezwolnie zgadzać się na dyskryminację Telewizji Trwam. Pamiętajmy, że dojrzałość społeczeństwa charakteryzuje i wyraża się w aktywności. Za pośrednictwem “Naszego Dziennika” zachęcam wszystkich, którym na sercu leży wolność, prawda, dobro i przyszłość naszej Ojczyzny, do przyjazdu do Warszawy i do wzięcia udziału w jednym, wspólnym marszu jedności narodowej w obronie Telewizji Trwam, która uosabia niezależność polskich mediów. Liczymy na aktywność i masowy udział Polaków w tym marszu, bo tylko razem możemy coś osiągnąć. Pokażmy władzy naszą determinację w walce o słuszne prawo.


Źródło: Naszdziennik.pl

I jeszcze europarlamentarzysta na którego ja głosowałem. Startował z Lublina


Rocznica: 10 lat Džublika


W  tym 2012 roku dnia 27 sierpnia upłynie już 10 lat od kiedy umęczony naród ukraiński odwiedza

Matka Boża w małej miejscowości za Zakarpaciu o nazwie  Džublik. Są to niezwykle piękne chwile jakie tamtejsi ludzie przeżywają z Matką Bożą, bardzo przypominające Medjugorje również krajobrazem.
27 sierpnia 2002 dwie dziewczynki: Alenka 10 lat i Mar'yanka 9, przyszły do studni, gdzie często biorą wodę do  potrzeb domowych.Dziewczynki nie spodziewały się, że ten dzień, tak jak wszystkie poprzednie zwykłe dni będzie bardzo szczególny w ich życiu. Kiedy jedna, zgięta, zaczerpnęła wody, druga z zaskoczeniem krzyknęła: "Patrz kto stoi za tobą?" 
Wtedy pierwszy raz zobaczyły piękną białą damę.Była na chmurze, która nie dotyka ziemi i był usiana pięknymi kwiatami.

Matka Boża przychodzi na Ukrainę jako Matka Wszystkich Chrześcijan .Miejscem tym opiekuje się o.Atanazy który biegle mówi po polsku. O.Atanazy buduje świątynię jak sam mówi ma być największą na świecie bo tak sobie zażyczyła Panna Maria . W miejscu tym gromadzą się tysiące pielgrzymów.
O.Atanazy

Matka Boża powiedziała dziewczynkom że przyszła aby ludziom pomóc". Na zapytanie dziewczynek jak chce im pomóc, odpowiedziała: "Chcę pomóc przywrócić autorytet księży w waszym kraju, aby zjednoczyć ten podzielony naród i zjednoczyć kościół" . 08 września rano 2002 r, nagle "zaczęło tańczyć na niebie słońce" . Zapytana matka Boża przez dziewczynki, co to oznacza, Maryja odpowiedziała: "Jest to znak dla tych, którzy nie wierzą".Często ludzie, którzy modlą się w miejscu stałych objawień Matki Bożej, czują zapach kadzidła. Wiele osób otrzymało w Dżubliku łaskę uzdrowienia. Dziewczynki wraz z o.Atanazym przyjął na audiencji Jan Paweł II

Film w języku słowackim ale da się wszystko zrozumieć. Krótka opowieść o Dzjubliku


Zapraszam chętnych na pielgrzymkę do Dżjublika  27 sierpnia 2012 r. Razem możemy się wybrać


Tutaj inny film dokumentalny w języku słowackim o Dżjubliku

Rozmowa z o. dr. Tadeuszem Rydzykiem



W najbliższą sobotę głównymi ulicami Warszawy przejdzie marsz w obronie Telewizji Trwam. Dlaczego tak ważna jest obecność na nim?
– W ogóle bardzo ważne jest to, żebyśmy wszędzie, gdzie jesteśmy, dawali świadectwo prawdzie. Nie możemy pozostać obojętni. Żołnierz, który jest tchórzliwy, znajduje się po stronie wroga. Tak samo dobry, ale bierny i lękliwy człowiek rozzuchwala zło. Bo czy jest dobrym katolikiem ktoś, kto jest tylko obserwatorem, nie daje świadectwa i nie angażuje się po stronie Prawdy i Ewangelii? Tak więc uczestnicząc w tym marszu, chcemy przede wszystkim dać świadectwo, a równocześnie powiedzieć, że katolicy mają swoje prawa. Są obywatelami tej samej kategorii jak ci, którzy tym krajem rządzą, a próbują nas zepchnąć do narożnika.

Takie marsze odbyły się już w wielu miastach w Polsce i za granicą. Na co wskazuje ich fenomen?
– One świadczą o tym, że tworzymy jedność. W tym przypadku Polacy są niezwykle solidarni i widzą, że nie można czekać. Trzeba działać i bardzo jasno upominać się o swoje prawa, o dobro. Można powiedzieć, że zło jest brakiem dobra. Katolicy nie są pariasami we własnej Ojczyźnie. Ale może się tak stać, jeśli nie będą reagowali na ograniczanie swoich praw i nie będą demaskować otaczającego ich zła. Bo nie wystarczy tylko czynić dobrze. Demaskowanie zła jest również ewangelizacją. W Polsce większość stanowią katolicy. Z ich podatków utrzymywany jest rząd, utrzymywani są stanowiący prawo decydenci, którzy jednocześnie prześladują katolików. Bo tego, co robią z Telewizją Trwam, nie da się określić inaczej. Zaczyna się od odbierania dobrego imienia w mediach, dopuszczania do głosu tylko jednej strony, zaś ten, którego się krzywdzi, nie może się wypowiedzieć. Tak teraz postępuje się z Kościołem.

Do czego może to prowadzić?
– Później idzie się dalej, urabia się opinię publiczną, podejmując działania w sferze propagandy. Następny krok to czynne prześladowania. Proszę zobaczyć: na świecie 170 tys. chrześcijan rocznie ginie za Chrystusa. Czy ktoś się o nich upomina? Czy upominają się o nich struktury i organizacje międzynarodowe, takie jak ONZ, Unia Europejska, parlamenty, rządy? To się dzieje już dzisiaj. Katolicy muszą bardzo jasno mówić, że są obywatelami i jeżeli ktoś nie respektuje ich praw, upomnieć się o nie, powiedzieć rządzącym: To my was utrzymujemy, to my was wybraliśmy. W tej chwili mamy sytuację, że rządzący traktują państwo jak prywatne ranczo. Wydaje im się, że mogą robić wszystko, traktując obywateli jak poddanych, którzy mają tylko płacić i słuchać. Trzeba, żeby ludzie poczuli, że są suwerenami w swojej Ojczyźnie, a decydenci mają służyć Narodowi. Przecież właśnie po to zostali wybrani.

Czym, zdaniem Ojca, powinny charakteryzować się relacje między narodem a rządzącymi?
– Przede wszystkim muszą opierać się na prawdzie, zaufaniu i wspólnocie. Ojciec Święty Jan Paweł II zwracał uwagę na to, że są to elementy, bez których nie ma narodu. W Polsce coraz częściej występuje deficyt prawdy. Coraz częściej chce się doprowadzić do tego, by kłamstwo było czymś normalnym. Nosy bardzo wielu decydentów powinny być długie jak u bajkowego Pinokia. Nie można kłamać, musi się służyć prawdzie. Bez tego nie ma zaufania. Przed wyborami politycy robią wszystko, aby im zaufano. A kiedy już tak się dzieje, przychodzi rozczarowanie. Na takiej podstawie nie da się zbudować wspólnoty. A wtedy nie można też mówić o narodzie, ale o zatomizowanych jednostkach, niewolnikach, z którymi można zrobić wszystko, co się zechce. Trzeba, żebyśmy to sobie wreszcie uświadomili i stanęli razem, człowiek przy człowieku, żebyśmy zobaczyli, że katolicy nie są rozproszonymi jednostkami, i poczuli dumę z naszej wiary. Bądźmy dumni, że niesiemy to ponadtysiącletnie dziedzictwo, które sprawiało, że Polska była wielka i wspaniała. Trzeba to odbudować w ludzkiej świadomości.

I to ta świadomość skłania różne partie polityczne i grupy społeczne do podejmowania działań ponad podziałami?
– Oczywiście, że tak, bo wszyscy jesteśmy Narodem. Są różne charyzmaty i różne dary. Ale naszym zadaniem jest się spotykać i rozmawiać ze sobą w duchu prawdy, dobra wspólnego oraz wzajemnego szacunku. Realizując różne zadania, ubogacamy się. A w sumie budujemy wspólnotę opartą na prawdzie i zaufaniu. Coraz bardziej stajemy się Narodem.

Dlaczego, zdaniem Ojca, informacje o marszach są konsekwentnie pomijane w pewnym segmencie medialnym?
– Żeby utrzymać się przy władzy, rządy komunistyczne potrzebowały mediów, wojska, milicji, ZOMO itd. Były to narzędzia zapewniające im realizację swoich interesów. W Polsce nie od razu wszyscy zauważyli, że po przemianach, które nastąpiły dzięki “Solidarności” po roku 80, zawłaszczono media oraz cały materialny dorobek naszego kraju: banki, stocznie, kopalnie, huty itd. Zaczęło się rozkradanie. Żeby mieć władzę, potrzebowano mediów oraz środków materialnych. I tak powstał trójkąt: władza, media i pieniądze. Warto zwrócić uwagę na to, jak tymi mediami wówczas sterowano, jak je rozdysponowano i komu przyznawano. Poza nazwami właściwie nic się nie zmieniło, stworzono całą gamę pozorów. Sytuacja jest bardzo poważna. Czy my w ogóle wyszliśmy z komunizmu? Ludzie, którym zależało na utrzymaniu takiego stanu rzeczy, weszli do “Solidarności”. Zostaliśmy po prostu oszukani. Media służą władzy dzięki temu, że rządzący mają w nich swoich ludzi. Dlatego bardzo ważne jest, żeby się organizować, działać, jednoczyć się wokół konkretnych celów i nie dać się podzielić.

Akurat to ostatnie koalicji rządzącej i sprzyjającej jej aparatowi medialnemu wychodzi bardzo dobrze.
– Cały czas trwa proces skłócania społeczeństwa. Dąży się do tego, żeby Polaków nastawić przeciwko sobie. Wyśmiewa się ludzi, którzy coś znaczą, organizacje, które są wartościowe dla Narodu i zdrowego państwa. Ośmiesza się patriotyzm i wiarę katolicką. Chce się wywołać poczucie wstydu z faktu bycia Polakiem i katolikiem. Ale co w zamian? Mamy wyjechać, tylko gdzie? W każdym innym kraju poza Polską zawsze będziemy obcy. Jak ptaki, które wypadły z gniazda. Naszym gniazdem jest Polska. Ale o nią trzeba zadbać. Pan Bóg stworzył człowieka, rodziny, z rodzin powstawały rody, a z rodów narody. Ojczyzna jest ojcowizną, wielkim bogactwem, dorobkiem wielu tysięcy pokoleń. W pojedynkę się ginie, ale razem można zdziałać naprawdę wiele. To tak jak z deszczem – parę kropli nie nawodni gleby, ale deszcz nawet pustynię może przemienić w życiodajną ziemię. Najpierw potrzebne jest wzajemne zrozumienie, dostrzeżenie piękna. Piękno i dobro przyciąga oraz budzi wolę do działania.
Bez Pana Boga nie damy rady. W naszym kraju jest takie powiedzenie: “Bez Boga ani do proga”. Pan Bóg nas stworzył, On nas podtrzymuje przy życiu i z nami współpracuje. Trzeba żyć i działać tak, jakby wszystko zależało tylko od nas, ale modlić się tak, jakby wszystko zależało tylko od Pana Boga. On nas wspiera, ale za nas nic nie zrobi. Chce, żebyśmy się rozwijali i stawali się coraz doskonalsi. To jest warunek, abyśmy się mogli dostać do Nieba. Nie może być z naszej strony bezczynności. Pan Bóg ma swoje plany i zwycięża tak, że nieraz nawet nie wiemy, jak to się dzieje. Idziemy wraz z Matką Najświętszą. Nam się często wydaje, że to już koniec, a tu się okazuje, że zwycięstwo przychodzi “za pięć dwunasta”. Trzeba ufać i mieć nadzieję. Wszystko jest w rękach Bożych. Może zwycięstwo będzie wyglądało inaczej, niż je sobie wyobrażamy, ale przyjdzie na pewno. Już widzimy, jak ludzie się integrują, zbierając podpisy, wychodzą do innych i tłumaczą, o co tu chodzi, co się dzieje z Polską. Pytają: Jesteś wierzącym katolikiem? A jeśli tak, to czy popierasz to, co mówią duszpasterze odnośnie do Telewizji Trwam? Przecież w tej sprawie wypowiedzieli się poszczególni biskupi. Wiem, że wielu z nich wysłało listy do przewodniczącego KRRiT – bez rezultatu, a często i bez odpowiedzi. Rada Stała Episkopatu, a następnie Konferencja Episkopatu Polski opowiedziały się za tym, żeby Telewizja Trwam otrzymała miejsce na multipleksie. I nic. To dobrze pokazuje, że działania rządzących są elementem walki z Kościołem. Trzeba to sobie uświadomić i się jednoczyć, bo jak mówił Wincenty Witos: “Polski nie uratuje nawet geniusz. Polskę może uratować tylko cały świadomy i prawy Naród”. Naród o prawych sumieniach. Nad tym musimy pracować.

Dostrzegł Ojciec jakieś symptomy zmiany stanowiska Krajowej Rady do problemu nieprzyznania Telewizji Trwam miejsca na multipleksie?
– Jaka jest sytuacja, najlepiej pokazują komisje sejmowe i senackie. Podczas ich posiedzeń widać, jak jesteśmy traktowani. Widać butę i lekceważenie obywateli przez rządzących, którzy chcąc uniknąć odpowiedzialności za to, co się dzieje w państwie, za afery i nadużycia, milczą. Myślę, że to milczenie jest w pewnym sensie pozostałością po czasach komunistycznych i ma na celu zniechęcenie nas do działania, sprytnie pozostawiając pomiatanie nami dyspozycyjnym mediom. Ta sytuacja jest chora i bardzo niebezpieczna.

Radę na pewno zaskoczyła tak duża skala protestów w obronie katolickich mediów w Polsce. Ojca również?
– Ja się bardzo cieszę, że Polacy, również ci mający różne poglądy, popierają nasze starania. Bo tu toczy się walka o wolność. Dopóki pragniemy tej wolności, Polska nie zginie.
I nawet jeżeli będziemy się różnić w kwestii wyznawanej wiary, trzeba rozmawiać, trzeba się jednoczyć. Nas, chrześcijan, łączy Pan Bóg, ale po Panu Bogu jest Ojczyzna. Ona jest naszym wspólnym dobrem, miejscem na planecie, które dał nam Pan Bóg. Łączą nas język, kultura i historia oraz prawda i dobro. Człowiek jest drogą i podmiotem, liczy się jego godność niezależnie od światopoglądu. Ale nie wolno pozostać obojętnym, bo obojętność prowadzi do samozagłady.

Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Nasz Dziennik