Ojciec Zlatko Sudac urodził się 24 Stycznia 1971 roku. Pochodzi z miasta Vrbnik, na wyspie Krk, w Chorwacji. Rozpoczął naukę w seminarium duchownym w 1993, po ukończeniu obowiązkowej służby wojskowej w Armi Jugosłowiańskiej. Wyświęcony został na kapłana 29 Czerwca 1998 roku i został księdzem w Diecezji Krk w Chorwacji. Jego rodzice wciąż żyją. Ma jedną, zamężną siostrę z trójką dzieci.
Ojciec Sudac otrzymał krzyż na czole w maju roku 1999, w piątek po beatyfikacji Ojca Pio. Po otrzymaniu stygmatów Ojciec Zlatko był wysłany na badania do Kliniki Gemelli w Rzymie. Wyczerpujące badania wykazały, że krzyż na czole Ojca Zlatko Sudaca nie jest ludzkiego pochodzenia, to znaczy pojawił się w sposób niewytłumaczalny przez naukę medyczną. Ojciec Sudac otrzymał również stygmaty na nadgarstkach, stopach i w swoim boku 4 października 2000 roku w Dzień Św. Franciszka z Asyżu, który był pierwszym znanym stygmatykiem w historii Kościoła.
Ojciec Sudac obecnie pracuje w centrum rekolekcyjnym Betania, ktore mieści się w maleńkiej wiosce Cunski, na wyspie Mali Losinj. Wyspa ta położona jest na północnym Adriatyku, niedaleko na południe od chorwackiej Rijeki. Wyspa ta była niegdyś częścią wyspy Cres. W czasach rzymskich dwie wyspy oddzielone były miastem Osor, kiedy został wykopany kanał. Na północny wschód od Losinj i Cres jest wyspa Krk, która daje nazwę lokalnej diecezji. Mali Losinj liczy sobie ok. 6500 mieszkańców. Datuje się go na przynajmniej XII wiek, kiedy to tuzin chorwackich rodzin udało się tam z Węgier, chroniąc się przed atakiem Mongołów. Dzisiaj Losinj jest bardzo popularnym miejscem turystycznym ze względu na piękną scenerię wyspy, krystalicznie czysty Adriatyk i jego piękne plaże.
Główny przekaz Ojca Sudaca jest bardzo prosty: to miłość musi być fundamentem wszystkiego tego, co robimy, i jeśli żyjemy w miłości, wtedy żyjemy w Bogu; musimy być otwarci na dary Ducha Świętego i na Jego pracę w naszym życiu, abyśmy mogli żyć pełnią tego, co Bóg chce nam dać; musimy umrzeć dla samych siebie ażeby Bóg wypełnił nas Sobą; musimy być całkowicie normalnymi ludźmi, stąpającymi twardo po ziemi, musimy jednak zawsze pamiętać, że choć żyjemy na tym świecie, nie jesteśmy z niego. To tylko niektóre z najważniejszych myśli Ojca Sudaca. Odwiedził on dwa razy kościół pod wezwaniem św. Hieronima ze Strydonu w Chicago. Poniżej jego wezwanie w jego własnych słowach:
P: Czemu zdecydowałeś się na kapłaństwo?
Przez wiele lat myślałem nad sposobem, w jaki zrealizuję siebie najpełniej. Ukończyłem wyższą szkołę inżynierii mechanicznej. Wtedy zacząłem studiować filozofię i psychologię. Zdecydowałem się przejść do seminarium duchownego aby stać się kandydatem do kapłaństwa w mojej diecezji. Aby mówić o moim życiowym powołaniu, należy spojrzeć nieco głębiej, do mojego serca. Każdy człowiek pyta sam siebie jakim sposobem najpełniej osiągnie samorealizację. W ten sam sposób myślałem o tym, w jaki sposób mogę poświęcić samego siebie. Duchowość zawsze mnie ekscytowała. Zawsze czytałem książki o tematyce religijnej. Wtedy po prostu zdecydowałem, i to był ostatni krok ku całkowitemu zaufaniu Bogu. Zobaczyłem, że praca z ludźmi, z chorymi, ze zmarginalizowanymi czyni mnie szczęśliwym, i że żyjąc w ten sposób, nigdy nie będę sam. Ten, kto żyje dla ludzi, otrzymuje od nich bardzo wiele. Są to rzeczy, których wartość jest wieczna. Jednym z głównych powodów waszego istnienia na Ziemi jest bycie ludźmi, którzy kochają i którzy żyją dla innych. Dziś jest to absolutnie konieczne. Jestem młody. Przede mną jest życie i przyszłość, więc modlę się do Boga o łaskę okazania serca dla każdej ludzkiej istoty, szczególnie dla tych, którzy są z dala od innych ludzi, od Boga i od siebie.
P: Czy miałeś katolickich rodziców? Czy mieli oni pozwolenie na praktykowanie swojej wiary i czy komunistyczna idea ateizmu wpłynęła na ciebie? W jaki sposób poznałeś Boga w czasach komunizmu?
Moja rodzina jest tradycyjna katolicką rodziną. I to właśnie tradycja jest dla wielu przeszkodą w doświadczeniu życia. Przychodziłem do kościoła zadowalając się myślą, że znam i kocham Boga. Wtedy zrozumiałem, że to nie jest miłość, lecz nawyk. Zadałem sobie pytanie, czy chciałbym być osobą kochaną przez innych tylko z przyzwyczajenia. Jak czuje się Bóg, kiedy kochamy Go z przyzwyczajenia? Wtedy zrozumiałem, że Bóg jest Kimś żywym, oryginalnym, Kimś tak głęboko zakorzenionym w głębokościach naszego istnienia, Kimś kto zmienia nasze życie i Kto daje nam siłę aby być świadectwem dla innych. Aby kochać Go w chwili obecnej. Aby żyć teraz, nie jutro czy w przyszłości. Aby żyć na każdym kroku z Bogiem. To znaczy być posłańce Boga. To jest coś, co zawsze budziło we mnie swoistą ciekawość Boga. Bóg jest Ojcem wszystkich ludzi, którzy wyznają Jezusa Chrystusa. Każdy potrzebuje głębokiej wiary ducha by żyć dla innych, ponieważ Bóg umarł za wszystkich.
P: Ile lat miałeś, gdy wstąpiłeś do seminarium?
22.
P: Ile lat miałeś podczas swoich święceń?
27. To było 29 czerwca 1998, w uroczystość św. Piotra i Pawła.
P: Czy jesteś w ruchu charyzmatycznym?
Na Soborze Watykańskim II, nasz Kościół zdefiniował siebie jako instytucjonalny i charyzmatyczny. Problemem jest to, że wielu charyzmatyków żyje poza instytucjonalnym kościołem. Żyjemy w czasie kiedy nasza jedność z biskupami i papieżem jest jedyną gwarancją prawdziwych i prawidłowych działań zarówno duchownych jak i świeckich. Jeśli Bóg daje mi specjalną misję, wtedy nie muszę się o nią martwić. Jeśli Bóg sobie tego życzy, wtedy zrobi to poprzez kościół i jego liderów- On umożliwi mi życie charyzmatami dla dobra kościoła i wszystkich ludzi. Ja jestem jedynie częścią mozaiki. I byłoby dla mnie lepiej, gdybym się nie urodził jeśli miałbym skupiać uwagę na sobie, nie na Jezusie Chrystusie. Tak naprawdę to jest jedyna droga by służyć Bogu w tym millenium.
P: Byłeś w seminarium 4 czy 5 lat?
Sześć lat.
P: Ile masz rodzeństwa?
Mam jedną siostrę. Jest zamężna i ma dwójkę dzieci.
P: Na jakiego rodzaju spotkaniu modlitewnym byłeś, gdy Bóg obdarzył cię stygmatami?
Tak napisały gazety. Ale w rzeczywistości nie było to spotkanie modlitewne. Było to przyjacielskie spotkanie w domu pewnej rodziny. Kiedy mówię o tych wszystkich wydarzeniach które miały wtedy miejsce, mówię z ogromną bojaźnią Bożą, ponieważ sam doświadczyłem, jak to wszystko mnie przerosło. Wielu ludzi pytało mnie co ja o tym myślę, i odpowiadałem im, że chcą wiedzieć coś, czego ja sam nie wiem. Jezus Chrystus powiedział, że po owocach ich poznacie. Jeśli ludzie przychodzą na moje Msze i seminaria, i doświadczają tam Boga oraz zmiany w swoim życiu, jeśli wielu ludzi jest uzdrawianych, jeśli skonfliktowani przebaczają, jeśli ludzie wyrzucają cały swój bród przed Bogiem i szukają pojednania z Nim, jeśli strudzeni znajdują nadzieję powracając, w takim razie to są te owoce na które powinniśmy zwrócić uwagę (a nie na mnie). Stale ogłaszam na seminariach, że jeśli przybyłeś tutaj ze względu na mnie, to popełniłeś błąd, lecz jeśli przyszedłeś ze względu na Chrystusa- zostań. Musimy dostrzec Tego, Który daje, a nie prezent. Doświadczam siebie jako sandałów, które zakłada Bóg, i dzięki którym będzie kroczyć, tak więc poprzez nie (sandały) może przyjść do tych ludzi, których chce spotkać. Niech Bóg da mi siłę, bym całym swoim życiem służył Jemu, dla Jego chwały.
P: Czy odczuwasz ból na czole?
Nie boli mnie, z wyjątkiem gdy się modlę- czuję, że pulsuje. W pierwsze piątki i określone dni rana krwawi i cieknie, jakby płakała.
P: Czy jesteś blisko Matki Najświętszej?
Bardzo. Jest moją ukochaną matką. Wszystkie siły zła upadają przed nią. Można modlić się do Niej tylko z czystym sercem, będę wdzięczny za jej ochronę do końca mojego życia. Osobiście poświęciłem samego siebie Niepokalanemu Sercu Maryi. Mateczka jest naprawdę delikatniejszą stroną naszej duchowości. W tym szorstkim, technicznym społeczeństwie brakuje nam Matki łagodności.
P: Czy poświęciłeś się Maryi jako dziecko?
Zrobiłem to rok temu.
P: Czy byłeś blisko Maryi jako mały chłopiec?
Jest jedna interesująca historia dotycząca mojej mamy. Kiedy była młodą dziewczyną, chciała być zakonnicą u Misjonarek Miłości. Ale w tamtym czasie wymagano, by rodzina dała określoną sumę pieniędzy dla przyjęcia dziewczyny do klasztoru. Moja babcia była bardzo biedna i nie było jej na to stać. Właśnie wtedy moja matka przysięgła Maryi, że jeśli nie zostanie zakonnicą i Bóg da jej syna, wtedy ofiaruje go Bogu. Moja matka powiedziała mi to dopiero w momencie, gdy powiedziałem jej, że chcę być księdzem. Nigdy nie wiedziałem niczego o tym jej ślubie. W tamtej chwili, przez łzy, powiedziała mi o tym. Dzięki temu widzę, że wstawiennictwo Matki Najświętszej ochroniło mnie.
P: Czy twój ojciec żyje, jeśli tak, gdzie mieszkają?
Tak, żyją na wyspie, Krk, w tym samym miejscu z którego pochodzi arcybiskup Zagrzebia. W mojej diecezji jest ok. 70 księży. To jedna z najmniejszych diecezji w całej Chorwacji.
P: Czy byłeś w Medjugorie?
Trzy razy. To były niezapomniane doświadczenia. Święte miejsce modlitwy, ciszy i nawrócenia serca.
P: Czy byłeś już księdzem, kiedy po raz pierwszy wybrałeś się do Medjugorie?
Byłem wtedy bardzo młodym chłopcem.
P: Jaka jest najważniejsza rzecz, którą odnalazłeś w Medjugorie?
Uczciwość. Umiłowanie prawdy. Dziś prawda prowokuje. A Maryja sama nie może prosić o całego mnie. Oddając siebie Maryi i Bogu, nie gubię siebie, lecz się odnajduje. Właśnie to przywiozłem z Medjugorie. Wiadomość jaką otrzymałem- mieć bezwarunkowe zaufanie do Boga.
P: Czy Jezus albo Maryja kiedykolwiek do Ciebie przemawiali?
Nigdy nie miałem wizji ani objawienia, lecz prowadzę rozmowy serca. Jest to dar rozeznawania i czytania ludzkich serc. Ten dar objawia się we mnie podczas rozmów duchowych oraz wysłuchiwania spowiedzi. Jest zawsze dawany jako pomoc dla danej osoby, aby mogła wyrazić siebie i zakochać się w Bogu.
P: Czy dar czytania dusz przyszedł po stygmatach?
Przed fenomenem stygmatów miałem dary takie jak dar języków, dar uzdrawiania, dar rady, powoli przyszedł też dar mądrości. Po stygmatach otrzymałem wiele innych prezentów. Niektóre z nich bardzo mnie przytłoczyły. Potrzebuję trochę czasu, by przyzwyczaić się do tego, co się dzieje. Odnoszę się teraz szczególnie do darów lewitacji, bilokacji, oświecenia i znajomości przyszłych wydarzeń- najbliższej przyszłości, w szczególności jej zagrożeń.
P: Czy wolno ci o tym mówić?
Wolałbym przeczekać, aż minie pewien okres czasu. Współpracuje z niektórymi ekspertami- najlepszymi na świecie. Chciałbym, aby cała ta rzecz była z ich strony obserwowana. I dopóki Kościół oficjalnie nie odniesie się do tego szczególnego fenomenu, w swoim sercu nie jestem pewien czy dobrze jest mówić o tych rzeczach. Chcę zwrócić uwagę na Jezusa Chrystusa i obawiam się, że poprzez te rzeczy mogę zwracać uwagę na siebie. Jestem grzesznym człowiekiem. Od naznaczenia stygmatami, mam ogromną potrzebę spowiedzi. Dla mnie jest to taki sam sakrament jak dla każdego chodzącego po tej ziemi.
P: Mówiłeś o darze języków, czy jest to dar języków czy raczej dar mówienia różnymi językami?
Nie, dar języków ma dwie albo trzy odmiany. Jedna jest taka, że osoba nigdy nie ucząca się danego języka jest nagle w stanie się w nim porozumiewać. Kolejna jest taka, że człowiek jest w stanie mówić w starym, zapomnianym Hebrajskim, Aramejskim lub innym semickim języku. Trzecią odmianą jest dar tzw. paplaniny- kiedy osoba poprzez łaskę Boga jest w stanie mówić tzw. językiem anielskim. Ten dar jest wspomniany w Piśmie Świętym. Musimy być bardzo ostrożni przy tym darze, gdyż złe duchy również używają tego fenomenu języków. Kiedyś odbył się seans, gdzie ludzie modlili się językami i zostało to nagrane na kasetę. Później osoba, która miała dar tłumaczenia języków, usłyszała na niej bluźnierstwa, przekleństwa i profanację przeciwko Bogu. W dniu Pięćdziesiątnicy, kiedy apostołowie mówili różnymi językami, jeden mówił i każdy rozumiał. Na naszych spotkaniach modlitewnych najczęściej jest tak, że w językach modlą się wszyscy, a nikt nie rozumie. Moje doświadczenie jest takie: kto ma dar języków i czuje czystość w sercu oraz potrzebę chwalenia Boga za ten dar, powinien zacząć modlić się głośno. Ale jeśli w tym momencie osoba z darem tłumaczenia języków nie tłumaczy, wówczas ten dar w tym momencie nie jest dany dla budowania wspólnoty, lecz dla indywidualnego budowania tej osoby. Wtedy zalecam, aby ta osoba modliła się po cichu. Każdy dar, który jest nam dany, przeznaczony jest dla wspólnoty, nie dla indywidualnych osób. Jestem na służbie woli Bożej.
P: Czy możesz opowiedzieć nam o swojej bilokacji?
Jest to bardzo interesujący dar, który objawia się tylko w tym momencie, kiedy ludzie o nim zaświadczą. Osoba z tym darem do ostatniej chwili nie jest pewna, co się z nią dzieje. Masz uczucie, że jesteś w jednym miejscu, lecz twoje serce i wyobraźnia chcą być gdzieś indziej. Zdarza się to gdy osoba ma zakaz przebywania z Bogiem, modlitwą, Najświętszym Sakramentem. Przy podobnym zakazie, którego doświadczyłem, dar bilokacji zamanifestował się sam.
P: Nie pozwolili ci zbliżać się do Boga, więc kiedy bilokowałeś, byłeś blisko Niego?
Byłem z Bogiem w jednym miejscu i w drugim, lecz w tym innym miejscu doświadczałem więcej w moim sercu i wyobraźni aniżeli w ciele. Interesujące było to, że wiedziałem o wszystkim, co się działo wokół. Przypisałbym to wszystko swojej wyobraźni, gdyby nie kilka osób, które zgłosiły się i to potwierdziły- 6 osób, które widziały mnie tam fizycznie. Z jedną z tych osób nawet podałem sobie rękę.
P: Czy to było w domu w twojej diecezji?
W tym samym czasie przebywałem z młodzieżą, modląc się i medytując. (Komentarz O. Jozo: "i wiedzieli, że tam był- modlił się z nimi. W drugim miejscu był kościół i kilku ludzi widziało go naprzeciwko kościoła i uścisnęli sobie ręce, więc wiedzieli, że tam był również").
P: Ojcze Sudac, na początku wywiadu powiedziałeś, że dało ci to ogromną bojaźń Bożą, strach przed Panem.
Nadal czuję go bardzo wyraźnie. Bóg jest Kimś, Kto przerasta moje wszelkie myśli o Nim. On przerasta nasze uczucia, a nawet stan naszych dusz. Niemożliwym jest mówić o Nim. Jedynym sposobem komunikacji z Nim jest miłość do Niego. Musimy pogrążyć się w Bogu tak głęboko, że 'ja' już nie istnieję, istnieje tylko Bóg. Kiedy to robię, nie gubię siebie, lecz odnajduje się w Nim. To może być zrozumiane tylko przez tych ludzi, którzy kochają Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą i ze wszystkich swoich sił. Jeśli ktoś grzeszy, to jedyną przyczyną jego grzechu jest brak miłości do Boga oraz brak miłości do ludzkości i samego siebie, to jest przyczyna wszelkiego zła. Jeśli ta poraniona ludzkość wynalazłaby formułę na miłość, bezwarunkową miłość, to życie stałoby się rajem na ziemi.
Tłumaczył: Szymon
Źródło: http://www.stjeromecroatian.org/eng/frsudac.html