Dobrowolne biczowanie i krzyżowanie dla upamiętnienia męczeńskiej śmierci Jezusa Chrystusa jest jedną z tradycji Wielkiego Piątku na Filipinach. Choć krytykowana przez Kościół, tradycja ta corocznie spotyka się z dużym zainteresowaniem.
W Wielki Piątek, w prowincji Pampanga na katolickich Filipinach celebrowana jest szczególnie krwawa tradycja upamiętniająca mękę Jezusa Chrystusa. Co roku wielu żarliwych Filipińczyków wyrusza ulicami wiosek z prętami bambusowymi dokonując biczowania własnego ciała. Swoje twarze zakrywają chustami, bowiem nie robią tego dla własnej chwały.
W trakcie tej drastycznej procesji krew barwi ulice i zostawia ślady na ubraniach przechodniów, okolicznych budynkach i samochodach. Mieszkańcy wiosek również biorą udział w procesji - biczują prętami, uderzają pałkami lub rozdrapują świeże rany patykami ze szkłem. Inni polewają bicze wodą czy podają napoje - czasem gazowane zmieszane z surowym jajkiem dla wzmocnienia cierpiętników. Na koniec wędrówki bliscy pomagają obmywać zakrwawione ciała.
Inni Filipińczycy dźwigają na własnych barkach ciężkie, 50-kilogramowe krzyże, bywa że popędzani przez okolicznych chłopców wśród szybkich ciosów spadających dookoła, czasem wspierani przez przyjazne ręce innych. Padają osłabieni, ale szybko się podnoszą żeby dokończyć swoją niekrótką wędrówkę.
Fotogaleria
Nie wszyscy patrzą na cierpiętników, życie dookoła toczy się zwyczajnym rytmem. Widok zakrwawionych ciał zdążył stać się dla części mieszkańców wiosek czymś zwyczajnym w tym dniu, od dziecka przyzwyczaili oczy do tych wielkopiątkowych tradycji. Krwawa procesja przyciąga natomiast wzrok młodych chłopców, z czerwonymi plamkami na ciele chętnie towarzyszą pątnikom. Chętnie też pomagają biczować.
Dookoła rozstawiane są kolorowych stragany i panuje świąteczny nastrój. W czasie gdy pątnicy umartwiają swoje ciała, część turystów je lody, hot-dogi lub pije zimne napoje. Nagabują sprzedawcy pamiątkowych bambusowych biczów. A wśród tych, którzy dokonują biczowania własnego ciała, znajdą się ponoć tacy, którzy skończą swój dzień nad butelką alkoholu.
W jednej z wiosek, w Cutud, ochotnicy poddają się ukrzyżowaniu. Wydarzenie przyciąga tysiące turystów ciekawych niecodziennych wydarzeń. Skrywają się przed upalnym słońcem pod parasolami i kapeluszami bo niebo jest tego dnia bezchmurne. Z postawionymi w gotowości aparatami fotograficznymi i kamerami wyczekują. Wielu wydaje dzikie odgłosy gdy dziesięciocentymetrowe gwoździe, zdezynfekowane wcześniej alkoholem, przebijają ciała cierpiętników. Gdy trzech pierwszych zostaje postawionych w pionowej pozycji na krzyżu, tłum zaczyna się już powoli rozpraszać. Ale ukrzyżowanych zostanie jeszcze kilkunastu mężczyzn i wszyscy po paru minutach zostaną zdjęci z krzyża.
Każdy z wielkopiątkowych cierpiętników znajduje swoje własne powody żeby wziąć udział w tym niecodziennym wydarzeniu - czasem jest to chęć zadośćuczynienia za popełnione grzechy, innym razem wdzięczność za otrzymane łaski czy błaganie o pomoc w trudnej sprawie. I choć Kościół nie popiera tego rodzaju praktyk, niektórzy z tegorocznych uczestników pojawią się w tym miejscu za rok. I znów będą mieli swoje własne powody.
Źródło: http://www.wiadomosci24.pl