Rozmowa A. Dąmbskiej z Panem Jezusem w 1983 r.
30 IV 1983 r., sobota, Warszawa
- Nie umiem, Panie, wykorzystać odpowiednio tego czasu, w którym mam być z Tobą. Nie potrafię być serdeczną. Proszę tylko i oddaję ci innych ludzi. Przykro Mi, że nie sprawiam ci radości.
- Moja córko, na wszystko przyjdzie pora. Jakżeż mógłbym cię uleczyć, gdybyś nie przychodziła do Mnie?
- Przecież Ty to wiesz.
- Ja wiem, co ci dolega, ale bez twojego zezwolenia nie mogę przystąpić do leczenia. Chcę wiedzieć, czy wierzysz w moją moc
i czy zgadzasz się na moje metody. Pragnę też usłyszeć, co ci dolega najbardziej, czego chciałabyś się pozbyć.
- Mówię Ci to, Panie.
- Tak, mówisz, ale nie bardzo wierzysz w moją miłość do ciebie i w moją moc.
- Wiem, że mógłbyś, Ojcze, uzdrowić mnie w jednej chwili, ale tego nie robisz. Mało albo nic się we mnie nie zmienia. Dlaczego w książkach pisanych przez protestantów tyle jest dowodów Twojej natychmiastowej i skutecznej pomocy? Przecież wielu z nich otrzymywało ją niejako „z góry", nie wierząc lub w ogóle nie spodziewając się jej. Może to nasz kompleks katolicki albo „narodowy", ale jak się czyta o Twojej pomocy w Stanach Zjednoczonych, wydaje się, że ich kochasz bardziej, a my - jak zawsze - jesteśmy Ci bardziej obojętni, mniej kochani. Wszystko, co nas spotyka, świadczy o tym, a Ty to potwierdzasz. Nie masz dla nas tej gorącej, natychmiastowej pomocy, jaką miałeś dla nich. Wiesz przecież, jak strasznie jesteśmy zniewoleni, jak bardzo cierpimy. Ale Ty też nas omijasz. I dla Ciebie jesteśmy „gorsi". A przecież mówiłeś. Ojcze, że tym bardziej spieszysz z pomocą, im biedniejsi i słabsi jesteśmy. Ale u nas nie uzdrawiasz, nie dajesz takiej radości i tylu łask i darów, nie wspomagasz nas i nie przemieniasz czy „nawracasz" tak, jak tam. Żądasz, abyśmy wierzyli w Twoją moc i miłość dla nas, ale tak mało jej przejawiasz. Jesteś skąpy w stosunku do nas. Nie mówię o sobie, ale o wszystkich dookoła. Co z tego, że Ciebie proszę, przecież bez rezultatu. Tam dajesz świadectwa swej mocy i miłości do ludzi - przecież nie lepszych niż my; tam oni widzą Twoją natychmiastową i silną odpowiedź bez względu na ich wiarę, z góry niejako. U nas nie chcesz. Dlaczego?
1 V 1983 r., niedziela, Warszawa
- Anno, wydawało Mi się, że zrozumiałaś, jak bardzo was kocham. Tymczasem okazuje się, że nadal nie wierzysz Mi. Chciałabyś, córko, szybko widzieć rezultaty?
- Bo mamy mało czasu.
- Mówisz, że mało jest czasu? Ja jestem dawcą czasu i zawsze w odpowiedniej porze realizuję moje zamierzenia. Moc moja przejawi się u was, w twoim kraju, mocniej niż gdziekolwiek, ale jeszcze krótki czas musicie cierpieć, ufać Mi i wierzyć moim stowom. Konieczne jest bowiem powszechne postanowienie odmiany życia.
- Panie, dopuściłeś, aby nas demoralizowano. Dałeś władzę łajdakom, którzy rządzili zbrodniczo. Myślę o masowych morderstwach i prześladowaniach po wojnie, o ostatnich latach i o ustawie zezwalającej na „przerywanie ciąży", czyli na bezkarne zabijanie. A teraz sam zbierasz plon: ruinę kraju i ruinę sumień. To kraj masowych złodziejstw, żebraniny i cwaniactw. Przecież to Ty dopuściłeś do tego. Czy myśmy tego chcieli? Wiesz, że nie. Wiem, jak bronisz inne narody, kiedy chcesz, np. Finlandię czy Austrię. Nie wierzę, żeby tam bardziej wierzono Ci niż u nas, a ich uratowałeś. Dlaczego nie nas? Teraz chcesz cudów od nas, tymczasem to Ty musisz je uczynić - tu, jeśli cokolwiek ma tu powstać dobrego. Nas wychowywano do ofiarności przez pokolenia. Chłopi zawsze będą chcieli coś skorzystać. Widzę przecież, jak trudno im zrobić cokolwiek bezinteresownie. Co robiono w „Solidarności", jak dbano o własne interesy i karierę? Nie wierzę w obudzenie sumień wśród wielu milionów ludzi żyjących tylko dla siebie. Widzisz, co się dzieje, jak nas okradają na każdym kroku: rzemieślnicy, handlarze, zakłady przemysłowe, pracownicy handlu, inicjatywa prywatna, spekulanci, urzędy i władze. Kradnie każdy, kto może, i na pewno nie zrezygnuje z tego, co mu korzyść przynosi w ogólnej nędzy.
Nie wierzę w powszechną odmianę, bo nie ma nadziei ani celu, dla którego warto by to zrobić. Dla Ciebie już to robią ci, którzy pragną Ciebie, a na innych nie licz. Zobacz, Panie, ilu ludzi znałam, ilu chciałam przyprowadzić do Ciebie, a nie udało mi się ani razu. Nikt nie chciał nawet zobaczyć, spróbować, a przecież wszystkim jesteś niezbędny. Żyją bez Ciebie i uważają, że nie jesteś im potrzebny. Czy sądzisz, Jezu, że mnie to nie boli? Że się tym nie gryzę i nie cierpię...? Ale nie wierzę, że to się zmieni.
- Moja córko, rozgoryczyłaś się i poddałaś żalowi, a to są uczucia niszczące i bezpożyteczne. Posłuchaj lepiej, co Ja mam ci do powiedzenia.
Wasze powszechne nawrócenie się na moją drogę nastąpi wtedy kiedy stanie przed wami groźba całkowitej zagłady. Ona obudzi społeczny zryw w obronie wartości najwyższej dla was i wspólnej - waszego bytu narodowego. Wobec takiej grozy, która zawiśnie nad światem, zjednoczycie się i zwrócicie wasze serca ku Mnie, jako jedynej waszej obronie i tarczy. Moja Matka stanie się w tym czasie rzeczywistą Królową narodu polskiego. Wtedy gdy dokoła was ginąć będą i rozpadać się kraje o wiele od was bogatsze i potężniejsze, kiedy śmierć straszliwa, natychmiastowa i zaskakująca zagarniać będzie miliony waszych braci w jednej sekundzie - bo użyjecie przeciw sobie broni jądrowej (przed którą ostrzegała was od lat Maryja, Matka moja i wasza) - wtedy lęk o życie stłumi wszelkiej inne pragnienia. Nie Tylko w Polsce, lecz na całym świecie nastąpi przemiana duchowa. Te kraje, które wierzyły Mi i uznawały Mnie swym Panem, zwrócą się ku Mnie i skupią swoją ufność i wierność wokół mojego Krzyża. Inne, które praktycznie odrzuciły Mnie, bo od dawna byłem dla nich tylko symbolem i wspomnieniem, pozostaną w swojej agonii same i nie znajdą oparcia. Tam zapanuje chaos, panika i zbiorowe szaleństwo: jedni przez drugich i przeciw drugim będą dążyć do zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Tak stanie się w krajach, którym zazdrościcie mojej opieki (USA i kraje Europy Zachodniej). Zobaczysz też, jak bogactwo i poczucie siły zniszczyły odporność społeczeństw, a podkopując - z dawna i planowo - moje prawa, rządy zgotowały zgubę własnym ludom.
Wtedy zobaczysz i przekonasz się, czy miałaś rację wątpiąc w swój naród. Bo Ja wierzę w waszą głęboko ukrytą wierność moim słowom, która ujawni się, gdy zamrą niskie emocje i pożądania. Dam wam moją pomoc w osobie Papieża. Mój syn, Jan Paweł II ufa Mi i rozumie Mnie. On was przygotuje. Teraz zaś szykuję ziarno na zasiew. Nie wielu potrzeba Mi, lecz ufających Mi, żyjących ze Mną w przyjaźni bliskiej i oddaniu. Przygotowuję was sobie.